Mówi się,
że życie płata niespodzianki, ale tym, którzy ich oczekują, a podróże
kształcą, ale wykształconych. Przed
laty nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będę nad Zatoką Meksykańską i na
Karaibach, że będę pływała z delfinami,
podziwiała rafy koralowe, przyglądała
się flemingom, krokodylom, i że każdy dzień tam spędzony przyniesie coś
niezwykłego, nieoczekiwanego, nieprzeczuwalnego nawet.
Marzenia o tym w
czasach mojej wczesnej młodości były tak odległe, że nawet nie wiem do czego
porównać.
Legendą w komunistycznej Polsce był Ernest
Hemingway, „za nim szłam za rękę w cień drzew” („Across the river and into
the trees”), przyglądałam się zmaganiom Starego Człowieka „A man can be
distroyed but not defeated”, towarzyszyłam bohaterom hiszpańskiej wojny
domowej, nie pytając, tak jak nakazywał pisarz „To whom the bell tolls”, z
nim przeżywałam przygody w „The Green Hills of Africa” i „The snows of
Kilimanjaro”, rozterki egzystencjalne były mi bliskie w opowiadaniach „Death
in the afternoon” czy „To have and to have not”. Propaganda komunistyczna
lubiła Hemingway`a za wojnę w Hiszpanii chyba.
Hemingway był dla dawnego pokolenia pisarzem, który
otwierał „okno na świat”. Był postacią osnutą legendą, a jego samobójcza
śmierć w 1961 tę legendę wzmocniła. Nie sądziłam, że kiedyś uda mi się wejść
na drogi, którymi on chodził .
|
Przed willą- muzeum. |
W Paryżu
byłam we wszystkich znanych "knajpach", gdzie się stołował, ale to już wydarzyło się po
Florydzie. Hemingway w komunistycznej Polsce
był czymś w rodzaju krystalicznej wody na pustyni, bohater walk republikańskich w
Hiszpanii (może ramię w ramię z Karolem Świerczewskim?!!), a przy tym tak
bliski naszym narodowym „pijakom”, odczuwał głęboko jak Hłasko, Grochowiak,
czy Himilsbach.
Wizytę złożyłam w dawnym domu Hemingwaya i jego drugiej żony Pauliny na
wyspie Key West w stanie Floryda. Jest to jedno z najbardziej popularnych i
znanych miejsc, gdzie pisarz lubił przebywać, gdzie bardzo długo mieszkał i
gdzie powstawały jego najlepsze dzieła.
|
Koty byly wszechobecne, potomkowie kotow Ernesta. |
|
W ogrodzie willi. |
W filmie Sydney`a Pollacka Robert Redford popijając mrożone dauquiri zabawia
dwie turystki. Przyjechały do Hawany zobaczyć Hemingwaya. „Ja jestem
Hemingway” żartował Redford. W latach 50. do Hawany przybijały tłumy
turystów, a większość miała w planie wizytę w klubie „Floridita”, gdzie
spodziewano się spotkać sławnego pisarza, który ze swoim kumplem z Key West
Joe Russelem spędzał tam dużo czasu. Był rok 1932, Hemingway kończył „Death
in the afternoon”, wracał z Hawany na Key West, aby pobyć z żoną i dziećmi.
|
Latarnia blisko, i tez miejsce na ten szybki jacht. |
To tylko godzina drogi szybkim jachtem. Nie piłam drinków w klubie
„Floridita”, ale w barze jego kumpla z Key West w „Sloppy Joe’s Bar”, tylko
90 mil od Kuby. Stamtąd tez nieprzytomnego od alkoholu Hemingway'a wynoszono
do domu na Whitehead Street 907. Na pewno Marek Hłasko byłby jego doskonałym
kumplem. Kochaliśmy Hemingway'a za wszystko, a do tego był bosko
przystojny!/za młodu szczególnie/.
W klubie Joe Russela Sloppy Joe`s Bar, gdzie duch Hemingway`a jest
wszechobecny, ja „Blonde magic woman” tańczyłam „No woman, no cry” i byłam
tak bardzo szczęśliwa.
|
Na scianie zdjecia Hemingway`a i okladka z Farewell to arms. |
Ale przytomna wracałam do „Eden House”, Fleming Street
1015, pokój 108. Chociaż Kim czasami mówił keep the eyes open :))
|