Ataner zmotywowała mnie do napisania postu na temat USA. Byłam tam kilka razy i za każdym razem, gdy wróciłam, to coś niespodziewanego, czasami niedobrego wydarzało się w mojej najbliższej rodzinie i nie śmiałam opowiadać o swoich przygodach, bo jakby nie wypadało wtedy. Nigdy nie dano mi się cieszyć z mojego amerykańskiego męża, bo ciągle wytykano mu to, czy tamto. A ja grzecznie dołączałam się do narzekania, bo zawsze wynajdywałam coś u niego, co nie pasowało do polskich realiów. On dalece odbiega od ogólnych wyobrażeń rodzinnego męża. Wędruje w życiu, zmienia miejsca zamieszkania, nie odwiedza domu rodzinnego, taki wszędzie i nigdzie.. Na początku to mnie fascynowało, a potem trochę znużyło. Wolę jednak jeden stały dom w Polsce, i ewentualne zagraniczne wyjazdy, a nie domy za granicą. A ponieważ mój blog ma tytuł Polish-American couple enjoy life, popiszę teraz o USA. Zacznę od przygody na Key West.
Moją
„wyspą zaczarowaną” w wędrówce po Stanach Zjednoczonych stała się Key West.
Jeszcze na trzy tygodnie przed wyjazdem, na spotkaniu z moimi koleżankami
„wiedźmami” (te, co wiedzą), nie miałam pojęcia, gdzie znajduje się jakieś Key
West, gdzieś na Florydzie, nawet niektórzy angliści nie kojarzą geograficznie
tego karaibskiego raju na terenie USA.
Kim pracował na statku archeologicznym, mieszkał w świecie, często podróżował na Florydę, bo tam znajduje się siedziba jego firmy i mieszka jego matka. Spotykaliśmy się w różnych miejscach, chciał też pokazać mi amerykańskie Karaiby. Wyjechałam z jeszcze mroźnej Polski 27 marca, a wylądowałam w raju, najpierw w Miami a potem na Key West. Chyba z kapitanem Nemo, przeszklonym statkiem oglądałam morskie głębia, bogactwo ekosystemu raf koralowych z obfitością ryb, meduz, ślimaków, krabów, morskich żółwi, delfinów i niezwykłej roślinności. Rafy koralowe to delikatne struktury złożone z tysięcy malutkich polipów, które połączone ze sobą tworzą formę kolonii. Czasem lata mijają, aby utworzyła się parocentymetrowa rafa. Ze Stevensonem i Melem Fisherem odkrywałam fortuny z zatopionych statków. Towarzyszył mi również Asa Fift, najbogatszy w 1856 roku „master wrecker” – poszukiwacz skarbów. Amerykanie uwielbiają historię „jak żywą”, a więc muzea są pełne woskowych figur, albo przewodnicy – aktorzy odgrywają swoje historyczne role z autentycznymi rekwizytami., wspomagani przez współczesne audio – video i lasery, to naprawdę robi wrażenie, zwłaszcza kiedy pod koniec zwiedzania muzeów, mój romantyczny pirat kupuje mi biżuterię z zatopionych statków (rekonstrukcję oczywiście). Key West – najbardziej na południe wysunięty punkt USA, 90 mil od Kuby, to od ponad 20 lat „The Conch Republic, utożsamia wolny, pełen relaksu, hedonistyczny styl życia, jak ten ślimak, którego ogromna muszla (Quenn Conch) jest symbolem Republiki. A teraz przejdziemy się na ulice wyspy Key West (4 mile długości, 1 mila szerokości), gdzie będziemy kontemplować skupisko najczarowniejszej architektury świata, wiktoriańsko – hiszpańsko – śródziemnomorskiej, o jedynym w swoim rodzaju europejsko – kolonialno – fantastycznym stylu, którego cechą charakterystyczną są misterne, ażurowe balustrady, jasne kolory, kolumienki, okiennice, balkony, wyrafinowane okna, arabeski, koronkowe kraty, łuki, zakamarki z rozłożonymi hamakami wśród bajecznej, subtropikalnej przyrody, zapach magnolii, pinii, cyprysów i ... luksusu. Wyspę do 1815 posiadali Hiszpanie, a następnie za 2000 dolarów sprzedano ją amerykańskiemu finansiście (w barze, przy winie), zaczął się wtedy „wrecker’s paradise”, raj dla poszukiwaczy skarbów z zatopionych statków. Dopiero później zbudowano kilka latarni morskich. Duval Street – jedyne takie miejsce na świecie, rozciąga się od Zatoki Meksykańskiej do Atlantyku, promenada tak piękna, że dech zapiera, czy dniem, czy nocą jest pełna ludzi, tłumy przelewają się w jedną i w drugą stronę. Na żadnej innej ulicy nie ma tyle galerii sztuk, klubów muzycznych, restauracji, barów, knajpek, sklepów i sklepików. Ten eklektyzm żywego muzeum czarownej architektury i współczesnego , próżnego życia emocjami dławi człowieka w gardle. Z rozedrganego tłumu można wejść w zacisze patia klubów i usłyszeć najpiękniejsze wykonanie „Summertime” lub „Groovy kind of love”. Gdy w ogródkach wewnętrznych dziedzińców, wśród rajskiej przyrody, o północy, w temperaturze 27˚C, w miłym towarzystwie wypijesz kilka lampek „Pinot Grigio” poczujesz się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Świadkiem tego szczęścia będzie tropikalna przyroda i zaklęte w swojej urodzie, majestatyczno piękne domostwa dawnych właścicieli Key West, niestrudzonych odkrywców skarbów i sybarytów minionych epok. Tamta chwila i niepowtarzalna atmosfera sprawiła, że zrozumiałam lepiej wielkie namiętności życia. P.S. Dużo Polaków mieszka na Key West, czym byłam niezmiernie zaskoczona. W księgarniach popularne są poradniki „Jak porzucić wyścig szczurów i zamieszkać w raju?”. Nic dziwnego, że Ernest Hemingway i Tennesse Williams napisali tam swoje najlepsze dzieła. To naprawdę inspirujący raj. |
|||
Bardzo poetycko to opisujesz:) aż człowiek ma ochotę zasiąść w takim miejscu gdzieś pod palma, z dobra książką i kieliszkiem dobrze schłodzonego białego wina...
OdpowiedzUsuńSpędziłam na Key West tylko 1 dzień, ale to zupełnie wystarczyło, żeby się w nim zakochać! Najbardziej urzekły mnie wielgachne legwany, wylegujące się przy drogach :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z ogromnym zainteresowaniem.Musze przyznać ,ze Stany nigdy ale to nigdy mnie nie interesowały ,a tu proszę taki ciekawy post.Architektura rzeczywiście niesamowita.
OdpowiedzUsuńTwój Kim pływał na statkach archeologicznych?Jaka to musiała być fascynująca praca. Twoje życie jak widać jest niezwykle różnorodne i interesujace .A ta Twoja figura...tylko pozazdrościć. Pozdrawiam
Kim pływał na statku archeologicznym i z dużym żalem mówię to w czasie przeszłym.A moje życie przez parę lat było naprawdę bajkowe.Teraz się zwolniło, po tej pracy zostały wspaniale wspomnienia- dla mnie szczególnie, bo dla niego to jednak było dosyć odpowiedzialne i wyczerpujące zajęcie, ponadto zostały niezwykłe znajomości na całym świecie.
UsuńA za figurkę dziękuję, staram się jak mogę, odpowiednia waga to niemal obsesja dla mnie. Teraz, w pewnym wieku to coraz trudniejsze.Bo zdjęcie jest sprzed 5 lat.
Byłam tez na Key West kiedyś na kilka dni i bardzo, bardzo mi się tam podobało! Tak inaczej niż w takim wielkim Miami, na Key West mozna czuć się jak u siebie, prawie że domowo.. :)
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia! Tez mam to słynne z Southernmost Point ;-)
Mi bardzo się tez podobał ten 7 miles bridge- dziwne wrażenie, gdy się nim jedzie a zewsząd tylko woda, prawda?:)
My płynęlismy katamaranem z Fort Myers, tej słynnej autostrady do Florida Keys nie widzialam.
OdpowiedzUsuńWedług legendy, na wyspie ciąży indiańska klątwa, zgodnie z którą, kto raz znajdzie się na wyspie, do końca życia będzie chciał na nią powrócić. I ja też bym chciała, np pracować czasowo jako kelnerka, albo lepiej barmanka, i rozmawiac tak sobie z ludzmi o zyciu. Tam pierwsze pytanie przy barze, to skąd jestes, i potem leci. Jest duzo szczęsliwych Polakow, tak przy barze ich poznałam. Wystarczy miec na zycie, ale domy horrendalnie drogie do kupienia. Bo to połączenie karaibskiej urody z amerykanską wygodą i cywilizacją. Enjoying life. I tyle ciekawych ludzi dookoła.
Ardiola jak zawsze wspaniała relacja :). Poczułam się jak na wycieczce :)
OdpowiedzUsuńDzieki Ewa. Tak, to bardzo mile dla mnie wspomnienie. Tylko zawsze mi zal z powodu tego aparatu, moglabym zrobic takie piekne zdjecia, ale nie moge sie zdecydowac na zakup czegos naprawde dobrego, bo mi sie wydaje, ze inne wydatki są wazniejsze. Juz piszę o muzeum Hemingway`a, zapraszam.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Key West to miejsce za ktorym juz tesknie. Ludzie ktorzy tam zawitaja, wyjezdzajac juz mysla o powrocie.
OdpowiedzUsuńWspanialy reportaz! Milo mi, ze Cie zmotywowalam do napisania.
Pozdrawiam:)