Gajówka.

Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.

O mnie

Moje zdjęcie
Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.

czwartek, 9 sierpnia 2012

The charm of the South of France.

Jeszcze o 22.00 zadziwiona byłam dzisiejszą temperaturą, nadal utrzymywała się na granicy 30 stopni. Nasz francuski sąsiad przyniósł nam dojrzałe w tym słońcu pomidory, koralowe, zielonkawe od spodu, i jem je jak jabłka, są słodkawe i mają nostalgiczny  zapach gałązek, które pewnie kołysają się pod ich ciężarkami.
 Przyniósł tez inne smakołyki, moje najukochańsze figi, dopiero w zeszłym roku nauczyłam sie je jeść z serami. Pycha! Ale koziego dzisiaj nie mam.
 Nasz dom stoi w cieniu i słońce tak bokiem tylko przechodzi. Rozsądnie przesiedziałam w najchłodniejszym miejscu, czyli koło garażu, tak radziły telewizyjne alerty. Wyjechałam na rowerek przed samym zachodem słońca ok.21 i zaliczyłam moją stałą trasę, Azille-Siran-Pepieux. Na jednym odcinku wśród winnic i trochę z górki powiewało przyjemnym ukojeniem. W takie upały wydaje się, ze wszystko zasypia i nieruchomieje, nie ma nikogo na drogach, nawet pod wieczór. Ani śladu wiatru. Sierpniowa bezczynność wśród winnic. Tam ruch jest rano o piątej, bo grona już coraz dojrzalsze, przytulone ściśle do siebie, i winne i zielonkawe, potrzebują  gospodarskiej opieki. Tak mi się wydaje, nawet, żeby włączyć gumowego węża, który potem kręci się dookoła i na ścieżkę. Tam szybko  podjeżdżam i mam drobny prysznic, zanim nie odwinie się w drugą stronę. Takie polne SPA, bo darmo tu szukać jakiegoś cienia.
A tu zdjęcie mi przeskoczyło. Bez podtekstów, hehe. To na vide greniere w Lezignan. Tam można takie ciekawostki też zobaczyc..
Na vide greniere, gosciu w najbardziej typowym berecie śpiewał francuskie standardy. Muzyka dochodzila z tej niby - katarynki.
W takie dni spotkania towarzyskie też spowalniały, ludzie jeżdżą nad nasze jezioro, tam jest ruch do 21, albo nad morze, a tam to już zupełny cyrk. Parę dni wcześniej mieliśmy kilka bardzo angielskich spotkań, dla mnie za każdym razem to szczególne doświadczenie, taki słodki film obyczajowy z czasów lat dziecinnych.
Ladies` tea i słynne angielskie scones, i dżemik domowej roboty. U Yvonne w Lezignan, Kim też był, bo mnie przywiózł. A potem przemiła gospodyni powiedziała to słynne zdanie : the sun is over the yardarm, we might have a drink... I love it.
Pokolacyjny aperitiff u Stana i Rosemarie, ja piję herbatę  i wino, bo lubię, jak oni najpierw leją mleko, a potem herbatę.
Courtyard widoczny z tarasu, a tu ulubiona Kima sąsiadka, Rosemarie.
U Georginy i Manfreda na lunchu / mój ulubiony sąsiad, z pochodzenia Niemiec, mam wrażenie, że mnie najlepiej rozumie w sensie mentalnym/
Handlujemy wspólnie na vide greniere w Lezignan na rzecz ESCF / English Speaking Christian Fellowship/


 My pod wieczór wybieramy się posiedzieć nad Kanałem. Najpierw mały spacer i Kima czcigodny rytuał, czyli oglądanie i komentowanie  przycumowanych łodzi, statków, barek, narrow boats i wszystkich innych "wehikułów" pływających. A ten to z czasów wojennych, jak zabierali żołnierzy z Dunkierki, a tamten ma piękną stolarkę, taki z charakterem, a ten można by wyremontować i wart byłby majątek, ci muszą mieć conajmniej trzy sypialnie, a ten to akurat dla mnie , tak Kim mówi i mysli o sobie / to na jakaś łódkową ruinę/, bo dla mnie  to posh żaglówka z St Tropez, a nie leniwe boats na Kanale du Midi. Potem  głośna kłótnia, jakby chodziło o koniec świata, a to tylko kwestia wyboru baru na wypicie aperitiffu, bo on chce tu, a ja tam.
 W końcu siadamy tam, gdzie ja chcę, wtedy  dla całkowitego zburzenia atmosfery  chcę zamówić herbatę, nie wino, które mnie rozluźnia i jestem wtedy przystępniejsza. Kim ostatnio wybiera cydr, bo skusił się  angielską reklamą telewizyjną w stylu lat 60. Jest i wino i dużo lodu, bo nadal gorąco, chociaż zmierzch zapada. Ale nie było tak ciemno , jak na zdjęciu, siedzimy nad samym Kanałem.
Tam gościu w reklamie  wymawia po francusku i tak szarmancko  " c`est cidre" not cider, po angielsku "sajder", co brzmi prostacko, jakbyś zamawiał jabcoka w  Spójni / był taki bar w moim rodzinnym mieście/. Kontynuuję swoje zażalenia wobec niego, jeśli tylko słyszę francuski  z sąsiednich stolików, np sprawdzam zawartość alkoholu w tym cidrze, i wtedy widzę, ze babeczka obok też czyta na butelce tę informację i coś tam zagaduje do swojego faceta. Ale tu najczęściej są Anglicy dookoła, wtedy jestem grzeczna and Iam enjoying the South of France.
A tu jest i wno, i herbata, dla mnie, a dla niego Panach, bo myślał, ze to Panache- flomboyant. Ja też lubię to słówko.
Ślimaczki zjadające koper. Mnóstwo tego przy drogach, a koper jak chwast prawie, ale pachnie upojnie.

Caunes-Minervois
Tylko Kim umie się tak cieszyć!
A teraz, około północy podjadam słodziutkie melony, popijam winem z paroma kostkami, jest orzeźwiająco, temperatura w domu 24 stopnie, poznajduję jakieś zdjęcia dla upiększenia.

7 komentarzy:

  1. Podoba mi sie jak piszesz i prowadzisz swoj blog, jesli pozwolisz to bede zagladala czesciej.
    U nas tez straszne upaly i takie spotkania w gronie znajomych z kieliszkiem dobrego wina tez bardzo lubie.
    Pozdrawiam z upalnego Chicago:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do Langwedocji! Niedługo napiszę coś o St Tropez, bo własnie wróciłam, na mojej bardzo konserwatywnej amerykanskiej rodzinie to zawsze robi wrazenie:))Tylko Paryż i Lazurowe Wybrzeże, bo normalnie o Francji mówią f* frogs, desolee. Mój mąż pochodzi z Milwaukee,ale mieszka w Europie prawie całe dorosłe zycie, wiem, że macie straszne upały, bo jego rodzina nadal tam mieszka.
      Ja juz wczesniej do Ciebie zaglądałam, ale nie wpisalam najpierw adresu, potem zapomnialam poszukac, a ostatnio znalazlam cię u kogos i bardzo sie ciesze! Hugs.

      Usuń
    2. Przejrzalam troszke archiwum twojego bloga, i juz cie kocham:)))
      Piszesz tak spontanicznie o swoim zyciu, wyborach (kazdy z nas musi przez to przejsc).
      Zostaje Twoja wierna "czytaczka", pozdrowienia dla meza (przecztalam kilka postow o tym jak sie poznaliscie i juz go uwielbiam, "prosze" nie badz zazdrosna:)))))
      Uwiebienie jest tylko wirtualne:))),fajnie, ze sa tacy ludzie jak WY:)))))))))



      Usuń
    3. To super, ze napisałaś coś o moim Kimie, bo my ostatnio tylko się kłocimy i to bardzo zażarcie. Spojrzę na niego innymi oczami i pomyślę, co byłoby, gdybym go nie poznała. Mnie fascynowała jego wolność i niezależnośc,gdy się ma pieniądze, a nie ma dzieci, to łatwo manifestować takie postawy. Ale w momencie ważnych decyzji życiowych, on nadal zachowuje się trochę nierozsądnie, to jak Easy rider, film, ktory lubi cytować.
      Będę pisała z myslą o Tobie też, np o amerykanskiej mentalności.Jeden smieszny przykład, mamy kupić dom w Polsce,jako malą inwestycję i on zobaczyl stylowe domki, ale calkiem duze, ok 80m w tzw obiektach działkowych w Szczecinie, takie drewniane, przypominały my Colorado cabins albo szwajcarskie chalet, w US to pełno takich podrobek. W Informacji podano, ze obiekt jest ogrodzony, strzezony,blisko miasta, ze dysponuje czyms tam, jakąs chyba swietlicą - rest., basenem, kortem i on był przekonany, ze to sa osiedla mieszkaniowe typu country club! Bo tam domy tez sa tanie, tylko więcej płacisz za utrzymywanie tego obiektu.

      Usuń
  2. Witaj :)
    ...a Ty już u siebie??? ...no właśnie, gdzie właściwie czujesz się jak u siebie? ;)
    Bo chyba najważniejsze jest być wśród przyjaznych nam ludzi i czuć się szczęśliwą...
    Gratuluję poczynań decoupage-owych i zabawy z mebelkami. Dobrze znam to uczucie zmęczenia i tej czystej satysfakcji, że to sama zrobiłam :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie z Gdyni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Penelopo,że się odezwałaś, bo po tym moim ostatnim liście, aż się sama źle czułam, ale tak rzeczywiscie było. Tak,jestem tu paru tygodni, a mój dom jest na pewno w Polsce, mówiąc najkrócej. Tu są tylko przedłuzające się wakacje.
      Te moje malowanie to bardzo na razie amatorskie, bo ja nie mam cierpliwosci tworzenia, tutaj tez pomalowalam krzesła, mnie się bardzo podobają, druga połowa nie wyraziła zainteresowania, wręcz przeciwnie, stwierdził, że drewnu inaczej się przywraca się świetność, a nie malując. Była gotowa awantura, bo to nie były jakies zabytkowe krzesła,a ja sie chcialam czymś zająć, bo juz mi sie znudziły te z nim wakacje. Dobrze, ze mam tutaj już kolezanki i one zabierają mnie w rozne miejsca,bo samemu cos ogladać, to bez sensu i corka przyjezdza 16!!
      A teraz sobie przypomniałam, że u Ciebie widziałam zdjęcia stołu w różnych jego fazach. Zaraz o tym wspomnę w poscie. Całuje po północy.

      Usuń
  3. nie dziwię się, że obiekty z targów staroci wysuwają się na pierwszy plan,a cydr - uwielbiam ;)

    OdpowiedzUsuń