|
Z francuską przyjaciółką Jacqueline w St Tropez. |
Byliśmy na kawie u Christine i Johna/ona Belgijka/, bardzo ich lubię, lepiej się rozumiem z niezupełnie anglosaskimi parami, językowo i kulturowo. Siedzieliśmy na ich rozłożystym tarasie, tak na wysokości drugiego piętra, z widokiem na rzekę, pola winnic i góry, też w najbliższym sąsiedztwie rezydencja z boginią na dachu i tak rozmawialiśmy na różne tematy. Najpierw podziwialiśmy dziesiątki kwiatów i roślin w oryginalnych doniczkach, dzbanach, skrzynkach oraz egzotyczne dekoracje tarasu, lampy, ramy, konewki, piękną terakotę, meble, kominek i jego akcesoria, wszystko, co sprawia, że czujesz duszę domowników. Ich zainteresowania, pasje kolekcjonerskie, wieloletnie podróże i dbałość o wyszukaną estetykę. Ogromna ilość egzotyczno-etnicznych bibelotów w przestrzennych pokojach przyprawiała o lekki zawrót głowy, dla mnie Wojciech Has i "Sanatorium pod klepsydrą", sklep Wokulskiego, ale też bizantyjski urok wiktoriańskiej dekadencji. Ich duża wysoka kamienica sprzyja ekspozycji. A jaka piękna i gustowna kuchnia, scenografowie mieliby uciechę. Krótko mówiąc ogromny teatr i jego wypożyczalnia rekwizytów. Przesunął mi się przed oczami "Mały dworek" i Kantora " Umarła klasa" i mówiąc nowocześnie, prywatna mediateka. Pomyślałam tak niegrzecznie, co się z tym stanie po ich śmierci. John ostatnio miał lekki, ale niegroźny wylew i nie są to ludzie w moim wieku.Mogliby by być moimi rodzicami. Jej syn zmarł niedawno, a on ma dzieci w świecie. Czy będą zainteresowani dziedziczeniem tych kolekcjonerskich skarbów? Czy sprzedadzą wszystko za bezcen? Ile takich zbieraczych niezwykłych klejnotów można znaleźć na vide greniere? Całe mieszczańskie życie i jego kultura materialna I wtedy pomyślałam, że nie będę już więcej przesadzać z dekoracjami do domu. Nie bardzo akceptuję minimalizmu w stylu niektórych znajomych, taka pustka na ścianach i meblach w niektórych ładnych, niestety chłodnych, mało przytulnych domach, i nawet piękne kwiaty nie pomagają, ale przypomnę przysłowie de gustibus non est disputandum, bo jak zawsze moja tendencja do narzucania poglądów się ujawniła. A nie wiem czy ograniczę moją skłonność do kupowania niepraktycznych bibelotów i pamiątek. Lubię to robić jednak.
|
Jaqueline w Anduze |
|
Na wakacjach z Jacky w Chateau Chirac koło Anduze |
John and Christine mieszkają w Pepieux już od 10 lat i tak rozmawialiśmy o przyjaźni min. O tym, że w Anglii, to very few friends, a tutaj to tak naprawdę jedna para angielska, z Francuzami tylko znajomości. Kiedy mieszkali w Hiszpanii, to mieli więcej przyjaciól, to bardziej przystępny, przyjazny naród. Z najbliższymi sąsiadami w Pepieux łączą ich bardzo poprawne stosunki, ale trudno to nazwać przyjaźnią. A ja pomyślałam, że oni słowo przyjaźń traktują w kategoriach wyjątkowej i zażyłej znajomości. Sami są dosyć powściągliwi w kontaktach, nie okazują wylewności, nie mówią o sprawach prywatnych. Ja jestem inna, szybko nawiązuję kontakty na poziomie przyjacielskim, jeżeli zorientuję się, że osoba mi odpowiada. Uwielbiam się spotykać z ludźmi, rozmawiać z nimi i brak kontaktów, wymiany poglądów jest dla mnie upośledzeniem towarzyskim. Cierpię tutaj z tego powodu. Mam namiastkę kontaktów na kursach językowych, żeby coś powiedzieć o sobie i jakiś dyskurs sprowokować. Dlatego też wolę miasta, zamieszkanie na wsi sprzyja osobom introwertycznym, zamkniętym w swoim świecie Tutaj, na poziomie dwóch obcych języków, którymi się muszę posługiwać, a w żadnym nie jestem tak naprawdę biegła, znalezienie przyjaciólki to jest skarb. I ja taki skarb znalazłam w osobie Francuzki Jacqueline z Beziers. Zdjęcia powyżej mi się umieściły... Znamy się już od 4 lat i myślę, że szczerość naszych rozmów dotycząca szczególnie spraw prywatnych przyspieszyła naszą zażyłość i sprawiła, że tak za sobą tęsknimy i dobrze się razem czujemy. Pamiętam, że ona pierwsza zaczęła rozmowy o małżeństwie, skomplikowanych stosunkach ze swoimi rodzicami, o córce, która wyjechała kiedyś do Kanady, o pracy i odpowiedzialności. Z racji moich skłonności do odkrywania się i mówienia o sobie,chętnie wpasowałam się w atmosferę babskich zwierzeń i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Przy winie w Le Chameau ivre na początku, a potem na wielogodzinnych spotkaniach u niej w domu w Beziers i letnich rezydencjach w Prowansji. Jacqueline to wyjątkowa kobieta, od lat prowadzi edukacyjną działalność, jest doskonałym psychologiem, niezwykle mocną osobowością, jest przy tym bardzo wesoła, lubi opowiadać dowcipy z życia wzięte, umie naśladować ludzi, jest bezinteresownie dobra, uczciwa i oddana przyjaźni.
Ostatni weekend z nią spędziliśmy i był to przemiły, jakby wakacyjny czas. U niej w domu z jej cudowną mamą, w chińskiej restauracji na lunchu, koło morza, na rozlewiskach rzek Aude-Orb i na wesołej kolacji w Chameau d`ivre, gdzie rozmowom nie było końca. Umówiliśmy się na 20 kwietnia na święto wina w Beziers.
|
Beziers i okolice |
|
Mój lunch |
|
W Le chameau ivre, gdzie tez mozna poczytać. |
Rozmawiam z nią po francusku i angielsku, ona dobiera słowa mówiąc w swoim języku, żeby rozumiała, czasami mówi dwa razy to samo w dwóch językach i wszystko jasne. Kim też bardzo ją lubi. Szkoda,że nie było jej męża, ale on pojechał wtedy w odwiedziny do swojej starszej siostry.
Tutaj wydawało mi się, że zaprzyjaźnię się z Melanią- Angielką z Olonzac, bo również wydawała mi się taka otwarta i naturalna, widujemy się na francuskim i na imprezach. Ale nie spotkałyśmy się jeszcze na gruncie domowym, co stwarza podstawy do przyjaźni. Natomiast uwielbiam Margaret z Siran, spotykamy się w domu, ale ona jest starsza ode mnie sporo i płaszczyzna porozumienia jest inna.
Witaj,
OdpowiedzUsuńnadrobiłam zaległości blogowe. Ostatnio nie mam za wiele czasu na tę przyjemność, a bardzo lubię czytać Twoje wpisy. Mam nadzieję, że nadaję się na czytelnika :). I popieram, przyjaźnie są niezwykle ważne. Trudno żyć bez przyjaciółki :)
Fajne to Twoje międzynarodowe towarzystwo Ardiolo :).
OdpowiedzUsuń