Wczoraj byłam w kinie na najnowszym filmie Woody`ego Allena "Midnight in Paris" i z taką przyjemnością oglądałam to czarujące nowe dzieło rozgadanego Allena. Śmiałam się najgłośniej w kinie i już myślałam, że ochrona zwróci mi uwagę. Nie wiem dlaczego inni nie podzielali mojego poczucia humoru, nie rozpoznawali postaci historyczno- literackich i ich charakterystycznych postaw, tak subtelnie i lekko pokazanych przez reżysera? Chociaż Dali i nosorożec akurat wzbudzali salwy śmiechu, ale Fitzgerald już nie. Ja myślałam o wszystkich swoich podróżach do Paryża, opisywanych dokładnie w moich pamiętnikach, a byłam tam wielokrotnie w ostatnich latach, poznałam tam mojego męża i każda randka z nim była jak hollywoodzki film. Przypomnę teraz podróż do Paryża z 2006 roku, bo trochę nawiązuje do filmu Allena. Wersja oryginalna z pamiętnika. Ta moja mikołajkowa podróż była zmysłowo - intelektualna, zostawiła w mej pamięci tyle pozytywnych wrażeń i obietnic na przyszłość, że trudno mi się po niej "pozbierać" jeszcze dzisiaj, chociaż upłynął już miesiąc odkąd wróciłam. Bilet na Air - France kupiłam na początku listopada, więc przede mną był miesiąc na przygotowanie planu wycieczki. Spotkaliśmy się na lotnisku Charles de Gaulle, Kim leciał z Miami, a ja z Warszawy. Lot upłynął bardzo wesoło, ale ja czekałam przede wszystkim na spotkanie z moim przyjacielem i Paryżem. Razem lecieliśmy z różnych stron świata i marzyliśmy o tym, co nas czeka. To wygląda jak film hollywoodzki, ale nie francuski "Frantic" R. Polańskiego, ale spełnienie jeszcze jednej romantycznej randki o jakiej marzą miliony ludzi, szczególnie w Ameryce i pokazywanej w filmach produkcji Arona Spellinga, takie kinowe i harlequiny. Z pięknego Faubourg Saint - Germain, gdzie mieszkaliśmy przez parę dni, niedaleko też było do słynnych krytych galerii, galerii nazywanych dość niepokojąco i dwuznacznie "pasażami", jak gdyby w tych cienistych korytarzach nie wolno było nikomu zatrzymać się na dłużej niż jedną chwilę. Galeria Vivienne należy do architektonicznie najpiękniejszych pasaży Paryża. Wraz ze swoimi mozaikowymi podłogami, szklanymi kopułami i marmurowymi kolumnami tworzy najelegantszy i najjaśniejszy pasaż stolicy. Równie elegancka jest pobliska Galerie Colbert, której część należy do Biblioteki Narodowej, a na przeciwko w restauracji "Le Grand Colbert" można spożyć kolację z Jackiem Nicholsonem....w komedii "Something gotta got" ("Lepiej późno niż później"). "Paszport na wyobraźnię i marzenia", jak to pięknie powiedziała prof. Maria Janion, ja otrzymałam pewnego popołudnia z celtyckiego miasteczka Langonnet, obym go miała jak najdłużej. |
Spróbuję rozliczyć się ze swoim życiem,zaakceptować, że już nic nie mogę zmienić, przystosować nowe wartości,relax and not over think jak mawia mój hippie and it would be groovy. Chcę chłonąć piękno, słońce, perfect temperature i czerpać z tego radość.Bo jak mówił Jacques Prevert: Mangez sur l'herbe Dépêchez-vous Un jour ou l'autre L'herbe mangera sur vous.
Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.
O mnie
- ardiola
- Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.
wtorek, 27 września 2011
Midnight in Paris- moja randka w Paryżu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czy Wasze pierwsze spotkanie w realu też było w Paryżu??? Bo jeśli tak to nie bez powodu się na siebie natknęłyśmy ha ha!
OdpowiedzUsuńja z mezem co prawda nie spotkalam sie w Paryzu po raz pierwszy, ale tez tam polecielismy na kilka romatycznych dni :) nie planowalam za wiele i podazalam szlakiem z mapki w przewodniku:) swietnie spedzilismy czas! :)
OdpowiedzUsuńlusin
Pierwsze spotkanie w tzw realu było w Paryżu, a potem było tam jeszcze parę romantycznych randek. Za każdym razem nie mogłam do siebie dojść po tych wyjazdach.
OdpowiedzUsuń