"Jedynym powodem za czy przeciw jakiemuś człowiekowi jest to, czy w pobliżu niego wznosimy się, czy opadamy.”
Mam nadzieje, że ewentualni czytelnicy wybaczą mi tę afektację, ale chciałabym dzisiaj napisać o moim szalonym mężu,bo przy nim ośmieliłam się marzyć, nawet o zupełnie szalonych rzeczach. Bo chcąc odzyskać młodość trzeba tylko powtórzyć swoje dawne szaleństwa. W wieku dojrzałym nie każdy ma siłę i ochotę, aby tak się zatracić. Niektórzy, zbytnio zasiedzeni w miejscu, nagromadzili zabójcze złogi emocjonalne prawie zmurszenie. Tak niestety to obserwuję, kiedy przebywam od paru dni w kraju. Te względy ekonomiczne są zabójcze dla marzeń, sama teraz to odczuwam i nie mogę zaakceptować, ale zawsze warto wyruszyć w podróż pomimo wszystko, poczuć wiatr w piersiach, przeżyć inność. Żeby się jeszcze chciało!
Każda wyprawa to także nurkowanie w kalejdoskopie architektury, natury, historii, religii, może nowej miłości. Mnie fascynują niezmiennie duże lotniska, gdzie widzę wszystkie kontynenty, rasy, pokolenia, religie. Wywoływanie lotów do jakichś odległych miejsc np.Limy, Miami czy Jakarty to taka dla mnie taka przygodowa legenda. A z Lufthansą zawsze rozśmiesza mnie komunikat " Meine damen und herr", przypomina mi sie film "Kabaret" i dawne odległe czasy. Albo "per motivi di sicurezza", uwielbiam te zapowiedzi przed startem.
|
W tle Porta Felice w Palermo |
Co pewien czas w telewizji powtarzają kultowy film „Śniadanie u Tiffanny`ego” z piękną rolą Audrey Hepburn. Chciałabym przypomnieć słowa piosenki „Moon river”, leitmotivu z tego filmu.
Jest ona dla mnie idealnym opisem mojego związku z nie zawsze rozważnym podróżnikiem, któremu młodzieńczej fanfaronady mogliby zazdrościć 20-latkowie. Może to być fascynujące jeśli wszystkie fantasmagorie wokół kamienia filozoficznego i tak zamkniemy w stwierdzeniu, że miłość jest źródłem wszystkich dokonań człowieka, intelektualnych i artystycznych.
Moon River……
Moon river, wider than a mile
I'm crossing you in style some day
Oh, dream maker, you heartbreaker
Wherever you're goin', I'm goin' your way
Two drifters, off to see the world
There's such a lot of world to see
We're after the same rainbow's end, waitin' 'round the bend
My huckleberry friend, Moon River, and me.
Wyobraźnia to jedyny wehikuł czasu, który przenosi choć ułudnie w odległy czas, w klimaty przeszłości. Wyobraźni uczył mnie C.W. Ceram, a właściwie Marek Kurt Wilhelm w powieści o archeologii – „Bogowie, groby i uczeni”. Czytałam ją po raz pierwszy może w szóstej, siódmej klasie? Pachnie dla mnie wspomnieniami pierwszych młodzieńczych fascynacji, ogromem i nieskończonością historii. Wróciłam do niej niedawno, ciut się zestarzała (napisana w latach 40.), bo wyniki badań są nieaktualne, ale bohaterowie nadal ogromnie fascynują. Schliemann czy Champollion to najwybitniejsi archeolodzy wszechczasów. Pierwszy, czytającemu mu ojcu mity greckie, z całym przekonaniem powiedział, że odkryję Troję. Drugi, geniusz językowy był przekonany, że odczyta hieroglify egipskie. Obaj dokonali tego, co zapowiadali. W książce Cerama roi się od takich szalonych, oddanych swojej pasji odkrywców, poszukiwaczy przygód. Autor opowiada kolejno o starożytnej rzeczywistości Grecji, Rzymu, Egiptu i państw Sumerów, Asryjczyków czy Babilończyków, by w końcu zgłębić tajemnice Azteków i Majów. Przeczytamy w niej o świetności i geniuszu owych starożytnych ludów, o doniosłości odkryć archeologicznych, w końcu o wręcz detektywistycznych zagadkach, jakie musieli rozwiązywać ci, którzy zgłębiali tajemnice prastarych języków. Książka pachnie przygodą, piaskiem pustyni, słońcem starożytnych miast nad Morzem Śródziemnym, tropikalną dżunglą, jest niesamowita.
Moje marzenia sprzed trzydziestu paru laty zamknęły się klamrą czasu. Razem z Kimem, moim niedawno poślubionym mężem, na statku „Herkules” z RPM Nautical Foundation współpracującym z Waitt Institute , byłam świadkiem odkrywania skarbów starożytnych cywilizacji. Kim, który był operatorem ROV- pojazdu zdalnie sterowanego, poszukiwał okruchów dawnego życia na głębokości ok.100m, wydobywał amfory, robił zdjęcia zatopionych wraków z czasów wojen punickich, podnosił precyzyjnie bezcenne skarby przeszłości.
A teraz mamy słoneczną emeryturę w Langwedocji i myślę sobie, jak miło i interesująco być z takim innym kulturowo człowiekiem. Gotuje dla mnie przysmaki z całego świata, a wino z naszych okolicznych winnic popijane od lunchu jest prawdziwą wodą życia, bo la cave c`est l`antre du sorcier, toute l`energie humanisee. Tam jest inne niebo i ziemia, inne gwiazdy i nieśpieszna radość życia.Jakoś muszę przetrwać ten biznesowy pobyt w Polsce.
O winach jeszcze dużo będę pisała potem. |
|
|
Kurcze, jak fajnie, ze mnie znalazłaś na blogu a teraz ja mogę czytać Ciebie... Czytam i czytam i jestem jak natchniona, odrywam się od rzeczywistości...
OdpowiedzUsuń