Gajówka.

Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.

O mnie

Moje zdjęcie
Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.

czwartek, 8 grudnia 2011

Olonzac market - radosny wtorek przedświąteczny.






To jest obowiązkowy punkt programu każdego wtorku. Jedziemy do Olonzac, to  4 km od naszego Pepieux.  Od rana rozkładają się stragany na ulicach Olonzac, które z  dwutysięcznego miasteczka czynią  tętniącą  metropolię wypełnioną  setkami ludzi . Szczególnie tak było w lecie. Turyści i miejscowi  kupują, oglądają, komentują, próbują smakołyków, robią zdjęcia, rozmawiają z kupcami, zapatrzeni słuchają ulicznych artystów. Wszystkie bary i restauracje wzdłuż wystawienniczych ulic nie narzekają na brak klientów, goście sączą  lokalne AOC wino , wszak jesteśmy w stolicy okręgu Minervois. Jeśli czerwone to będą winogrona Grenache, Syrah, jeśli białe to Viognier, Muscat, wymieniam te najbardziej znane. W czasie lunchu roznosi się zapach subtelnych przypraw, z których kompozycja czterech jest bardzo lubiana- pieprz,imbir, goździk, , gałka muszkatołowa, ale czosnek jest wszechobecny, tez tymianek , estragon, bazylia. Zioła można kupić w tradycyjnych  jutowych woreczkach, związanych sznureczkiem
Piękne opakowania i zapachy dochodzą tez ze stoisk z mydłem, ja najczęściej wącham lawendowe , to taki turystyczny mus. Drobnych kosmetycznych bibelotów jest pod dostatkiem na straganach, mydelniczki, stojaczki,  drewniane i takie cynowe , nieobrabiane skrzyneczki i lawenda w materiałowych woreczkach, wszystko pod hasłem starej Prowansji. 


O tej porze roku Marche de Noel, organizowany  najczęściej w niedzielę, jest sporą konkurencją, ale ten od zawsze wtorek  przyciąga stałych kupujących. Otwarte sklepy również zachęcają świątecznymi witrynami.
Miasteczko Olonzac jest zbudowane w formie tzw. circulade, stanowilo to kiedyś formę obronną, a teraz chodzimy w koło zauroczeni  rozłożonymi towarami. Ja najbardziej lubię te część  „jedzeniową”, można spróbować  serów  ze świeżą bagietką,  a tutaj zachwycimy się wyborem. Totalne szaleństwo.  Uczę się serów  rozpoznawać.  Są wyjątkowe, ale bardzo drogie. 
Ale obok sprzedawca-wystawca ma suche wędliny, wyglądające bardzo apetycznie. Nie ma możliwości, żeby czegoś nie kupić, a zaraz różne oliwki i tapenady. Rozkosz dla podniebienia, a gdzie świeże warzywa i owoce, wśród których w lecie  winogrona, figi, malutkie bakłażany i spłaszczone brzoskwinie przyciągały moją uwagę.  Teraz niedawno były „truskawki” z drzewa, mirabelki i kaki-persymony. Wszystko dekoracyjnie ułożone  zachęca do zakupu, a z lokalnymi dostawcami można się dogadać po angielsku i tak trwać w milej rozmowie. Obok wypić szklaneczkę wina, posłuchać najnowszej „Edith Piaf” czy  „Georges`a Brassensa”, c`est absolument  formidable et magnifique,  i wrócić do gościa z serami, bo on wie, co dobre.
Kiedyś  Kimowi spodobały się malutkie kukiełki na palca,” tres mignon”.
On tak lubi się zabawiać w dziecko, w domu mamy takie kukiełki na rękę, robi mi nieraz przedstawienia.
Na targu jest tez część odzieżowo-domowa, ale tutaj to taki typowy bazarek, nie przyciąga mojej uwagi. Wszystko w bardzo przystępnych cenach, jak to na bazarze. Ale  zawsze spojrzę na  indyjskie atrakcje.
Wycieczkę po straganach, którym  patronują okoliczne pomniki, Marianny, krzyże i „Les enfants de la patrie” kończymy w barze  „Hotel du Parc”, żeby posluchac po raz kolejny „La vie en rose”. A odnowiono go ostatnio i zachęca motocyklistów do wizyty. Dumna flaga konfederatów teraz powiewa. Chyba niedługo zmienią repertuar na bardziej buntowniczy.

9 komentarzy:

  1. Ardiolo,
    Aż zajrzałam na Google maps, żeby dowiedzieć się gdzież ten jest ten Twój przeuroczy Olonzac i przyznam się, że okolice są mi zupełnie nieznane, muszę więc chyba częściej do Ciebie zaglądać! Francuzi są niesamowici w swojej pasji do "plaisir de la bouche"-nieprawdaż? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. oui, evidement. W koncu to oni wydali na świat Brillat-Savarin i Fizjologię smaku.
    Cieszę się, że ci się podoba. Tak chciałam pisać o moim regionie w radosny, nie bardzo filozoficzny
    sposób.Bo jak za bardzo rozprawiam, to mi żal lat spędzonych gdzie indziej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale przecież w Polsce też są takie uliczne jarmarki ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale sprzedają inne towary. I sprzedawca nie zwroci sie do ciebie w jezyku Szekspira albo Baudelaire`a, a to jest dopiero ceremoniał, monsieur:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Sery? najlepszych serów, według mnie, zakosztowałam w Niemczech. I to w zwykłych prowincjonalnych sklepach. Taki np.: seer z posmakiem malin....no niby niemozliwe, a jaki smaczny:)) Dodatki kminku, kopru do serów to pestka...bardzo smakowita pestka. nie lubię natomiast serów włoskich. używam ich do pewnych potraw i w mieszaninie produktów są jak najbardziej na miejscu, ale same....feeeeee:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Tu jest mowa o serach francuskich :))
    www.pychotka.pl/pychotka/content/view/2240
    To ja tak zachwalam twoja drugą ojczyznę, a ty taki sabotaż wobec najlepszych serów na świecie?
    Tu muszę powiedzieć, prawie jak Gombrowicz ... najlepszy ser, jak poeta i ma zachwycać..

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj, Ardiolo :)

    Z mojego pobytu we Francji bardzo miło wspominam tamtejszą kuchnię. Sery pycha. Ja mam jednak specyficzny gust, bo moje kubki smakowe zdecydowanie preferują na przykład Roquefort niż Brie czy Camembert.

    Jakie taniutkie bakłażany. W Irlandii za jakieś dwie sztuki płacę tyle co Wy za kilogram. Skandal ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, warzywa tu są bardzo tanie, szczegolnie z tych rejonow, tez oliwki, owoce. W Polsce baklazany i kabaczki, takie mlode są bardzo drogie i mało kto ich kupuje. Tzn dla Polakow drogie, bo tak ok 3 euro w zimie za kg.
    A sery, te twarde, ktore preferuje, są znakomite! Francuzi podają je po kolacji i Anglosasi tu mieszkający przejęli ten zwyczaj. Nie mogę zapamietac ich nazw, zazwyczaj zapisuje sobie notatki na ich temat! Są bardzo drogie i tutaj, podobnie jak fois grois- pasztety gęsie i kacze, wytwarzane bardzo kontrowersyjnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, tak, słyszałam o fois gras - uczyłam się o tym nawet na studiach. Nie skosztowałam tego przysmaku podobnie zresztą jak ślimaków - w przypadku tej drugiej potrawy zemdliło mnie na sam zapach ;)

    Fajnie macie. Ja mieszkam na wyspie, więc teoretycznie powinniśmy mieć tu tanie ryby i owoce morza. A są naprawdę drogie.

    OdpowiedzUsuń