Gajówka.

Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.

O mnie

Moje zdjęcie
Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.

piątek, 27 kwietnia 2012

Zanik czasu - uroki prowincji langwedockiej

Na spacerku za psem, którym sie opiekowalismy tydzień, na drodze do naszego miasteczka.
 Chanson 
Quel jour sommes-nous 
Nous sommes tous les jours 
Mon amie 
Nous sommes toute la vie 
Mon amour 
Nous nous aimons et nous vivons 
Nous vivons et nous nous aimons 
Et nous ne savons pas ce que c'est que la vie 
Et nous ne savons pas ce que c'est que le jour 
Et nous ne savons pas ce que c'est que l'amour.  J.Prevert
Krzaki winnic, zanim pokryją sie listkami  wyglądają jak spracowane ręce starego rolnika, abo wykręcone, pochylone wierzby bez gałęzi.W głębi stary młyn.
A kamienie tutaj są ozdobą i strzegą tych kolorowych kwiatów i dekoracji.
Na głownej ulicy naszego miasteczka Boulvarde de Minervois, naprzeciwko jest kosciół.

Bez z "sakurą" japońską dla mnie. Nie wiem, co to za krzew. Katasia z Voyages, voyages uświadomiła mnie, że to drzewo- krzew nazywa się judaszowiec i  nazwa pochodzi od Judasza, który jak legenda głosi podobno się na nim powiesił... Najpierw ma kwiaty , potem liscie, podobnie jak migdałowiec. I wiem już więcej. A dowiedziałam się też, że glicynia to inaczej wisteria :)
Takie dywaniki koło murków.

A to zdjecie wkleiło mi sie nie tu, gdzie trzeba, bo chcialam na końcu. Zaczęła sie w sąsiednim miasteczku hiszpańska festa, oj, bedzie sie działo! I koniec nudy.
A tu byki będą ganiać po ulicach i lepiej zostać za barierką. Napiszę o imprezie za parę dni, bo córką się będę zajmowała.
A takie napisy są powszechne, widać szacunek dla własności prywatnej. Droga prywatna, zastrzeżona dla mieszkańcow.
Ośniezone Pireneje, ale nie tym aparatem.Sorry.

Maki nad rzeczką- 150 m od naszego domu.
A o tym domu, teraz ruinie, marzy Kim, on jest niepoprawny...Przy ładnej pogodzie widać  stąd zaśnieżone Pireneje.
A Ziemia jest okrągła...
 I nasze jezioro Jourarres, w cieniu z dramatycznymi chmurami, 2 km od nas.



poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Generał de Gaulle w imprezowych dyskusjach.

Parapetówka po francusku to «Pendre la cremaillere »
Célébrer, par un repas
ou une fête, son installation dans un nouveau logement, po angielsku warming-house party. My takie niby- parapetówki mamy za każdym razem, kiedy przychodzą do nas nowi znajomi po raz pierwszy. Zawsze przynoszą butelkę wina, też kwiaty i coś na słodk
o.


Tzw. impreza składkowa. Ten w głębi w ciemnym swetrze to Rodrick, przypomina mi naszego nieodżałowanego Jerzego Bińczyckiego. Każda okazja dobra,żeby się napić, bo :
Eat on the grass
Hurry up
Sooner or later
The grass will eat on you"
("Mangez sur l'herbe
Dépêchez-vous
Un jour ou l'autre
L'herbe mangera sur vous") J.Prevert
 
Ta  francuska nazwa parapetówki "cremaillere" kojarzy mi się z opowiadaniami Borowskiego. A w ogóle, nam Polakom wszystko się  z czymś kojarzy. Tacy jesteśmy uwikłani w historię i różne obsesje. Ostatnia impreza to również rozmowy o francuskich wyborach. I jedna uprawniona Angielka miała dylemat, bo nie była przekonana na kogo głosować. I teraz  już wszystko jasne, to będzie prawie plebiscyt, zależy kogo poprze Marine Le Pen i Melenchon.
Na  pierwsze  kiedyś przyjęcie " ocieplające nasz dom" przyjechali nasi przyjaciele z Beziers, Francuzi i Szkoci, Niemka z Getyngi /pamiętacie Willego Sonnenbrucha z Getyngi?/ Nasze domowe Fete, jeśli to jest tylko aperitiff  zwykle uświetniane jest kilkoma butelkami wina rose, w winnicy baniaczek pięciolitrowy przyzwoitego wina kosztuje 7 euro! Zakąski to obowiązkowo sery, szynka wędzona, oliwki, różne pieczywo, pasztety. Szkoci ze znawstwem rozpoznają zwykle podkładki piwa Tyskie i Dębowe, twierdzą, że to doskonały napój, chociaż pijemy, co innego, ale znajomość rzeczy jest istotna. A polskie kabanosy wszyscy chcą spróbować, a ja zwykle mam końcówkę zapasów.
Goście podziwiają Kima morskie kolekcje, ci, którzy wcześniej nie widzieli ich w Beziers, busole i inne jakieś okrętowe rekwizyty,  rekonstrukcje znanych statków wykonanych z różnych materiałów, obrazy żaglowców i enigmatyczne plakaty. Jak np. jeden z ukrytymi Indianami na tle brzóz. Tu rozgadaliśmy się  raz na temat brzóz, ja oczywiście o rozdartej sośnie doktora Judyma, pomyliły mi się nazwy po angielsku, może być i brzoza i rosyjskiej tęsknej duszy, John- Szkot o Marii Stuart i jej zamknięciu wśród brzóz, a Stan z Kentu o Makbecie. Ja z Makbeta pamiętałam o lesie Birnam, ale niech mu będzie, ze w tym lesie były brzozy.

Ten w różowym to  wspomniany Szkot-John po prostu, na tle portretu Fryderyka Montefeltro, raz recytował Roberta Burns`a, bo on taki artysta i opowiadał, ze urodziny Burnsa w styczniu to swięto narodowe dla Szkotów. Obok Kima  syn Johna.

Jakoś kiedyś przeszło w dyskusji  na Generała de Gaulle`a,  Anglosasi  nie zabierali głosu, to były rozmowy w podgrupach, a ja chciałam zrobić Francuzom przyjemność i mówię, jakim szacunkiem cieszył się Generał w Polsce, z jakim entuzjazmem był przyjmowany w naszym kraju, aż pamięć tych wydarzeń przeniosła oczekiwania wszystkich. Bo w 40. rocznicę wizyty  generała w Zabrzu urządzono tam obchody tego wydarzenia. A Francuzi pytają, a co mówił wam Generał, vivre la Pologne libre? A ja wyczytałam ostatnio, że w Zabrzu Generał powiedział po polsku "Niech żyje Zabrze, najbardziej polskie z polskich miast". A moja francuska przyjaciółka  jest  Niemką z Hindenburga /przedwojenna nazwa Zabrza/. Kiedy się dowiedziała, że ja jestem z Polski, to odtąd datuje się nasza przyjaźń, jest tu nauczycielka języka francuskiego.Ma ponad 80 lat, ale wygląda na 20 lat mniej, chodzi w krótkiej skórzanej kurteczce i prezentuje się pierwsza klasa.
    Ja pamiętam tę wizytę de Gaulle`a w Polsce z powodu degolówek, które potem były modne w Polsce.Chyba się o tym bardzo dużo mówiło, że tak mi się utrwaliło w pamięci. I w tamtych czasach jako nieliczni z bloku mieliśmy telewizor. Całe wycieczki się schodziły.Wszyscy w Polsce chyba lubili Generała, w ogóle to był jedyny przywódca zachodniego świata tolerowany przez ówczesne władze. Kultura francuska świeciła triumfy u nas, wszyscy wtedy nucili "Isabelle" Aznavoura czy "Natalie" Becauda. A potem to już  totalny desant francuskiej piosenki popularnej, w osobach Mireille Matthieu i Joe Dassina.
Ale jeszcze chciałam o generale, Francuzi mówili, że on zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby wzbudzić szlachetne uczucia w narodzie, posłuchajcie po polsku:

 http://youtu.be/VvawZOnC-iI
 na Kubie mówił , vivre la Cuba libre, w Algierii przed rewolucją vivre Algerie francaise, a po rewolucji vivre Algerie libre itd Francuzi kochali go za II wojnę światową,my też, bo potem nie umiał się przystosować do nowoczesnego społeczeństwa. Przegrał w końcu ze francuskimi studentami.
A ja pamiętam jeszcze Prezydenta z zamachu pokazanego w filmie "Dzień szakala".
Mam nadzieje, ze nie jestem odosobniona w tym myśleniu, że Polacy mieli szczególny stosunek do Generała de Gaulle`a, jego charakterystyczna, wysoka sylwetka w  jasnym mundurze to jak archetyp bohatera.
Zawsze wojenne historie napawają mnie głęboką zadumą, i obecnie jest moim codziennym nawykiem zatrzymanie się przed pomnikiem poświęconym les enfants de la patrie na chwilę refleksji. Pomniki znajdują się w każdym miasteczku i przypominają ofiary dla ojczyzny, szczególnie te z I wojny.A tu znowu w mojej głowie Remarque, Hemingway, Appolinaire i Waterloo Bridge.

A tu na herbatce z English ladies, jedna była z prawdziwym tytułem. Gospodyni w tle. A rozmowy jak to z kobietami, diety, SPA, przepisy, filmy i też przedwyborcze dyskusje.
A ostatnio na imprezie, do której nawiązywałam w komentarzach, nie u nas, była matka jednego naszego sąsiada Rodricka. 94-letnia dama  z doskonałą pamięcią  wspominała cały szlak wojenny swojego męża, który min. pracował w Intelligence. Dama owa bawiła się z nami do północy, nie przeszkadzały jej cygara, piła wino i ubarwiała przyjęcie   opowieściami o życiu żony angielskiego oficera przed, w trakcie i po wojnie. I nie muszę dodawać, że były to różne kraje byłego Imperium. I przytrafił mi się  kolejny  prawdziwy film. A jej trzej synowie, w tym nasz sąsiad mówią kilkoma językami i każdy mieszka w innym kraju wykonując zawody wyższej użyteczności, filozofia, ekumenizm,sztuka. Większość naszych sąsiadów ma takie ciekawe życiorysy.
PS Moja Mama zmarła w wieku 69 lat z powodu zbyt późno zdiagnozowanego nowotworu, była wspaniałą, oczytaną i wesołą kobietą i tak naprawdę wolałabym słuchać jej opowieści. Historii o naszej rodzinie, o Bąkach, Lipcach i Nowakach, i różnych losach naszego kraju. Ci ludzie tutaj, chociaż tacy bardzo przyjaźni i serdeczni, są mi  właściwie obcy. Stwierdzam po rannych rozważaniach, kiedy obudziłam się o szóstej i nie mogłam już zasnąć.


piątek, 20 kwietnia 2012

Election du President de la Republique

Kilka uwag  a propos  francuskich wyborów prezydenckich w najbliższą niedzielę - 22 kwietnia i najprawdopodobniej 6 maja. Kandydaci  na plakatach wg list wyborczych i jak się może okazać ostatni będą pierwszymi. Informacje o wyborach i plakaty kandydatów są jasno wyeksponowane na estetycznych tablicach, najczęściej koło merostwa i w innych miejscach do tego przygotowanych- lokalne tablice ogłoszeniowe. Podobają mi się hasła wyborcze : L`ecologie le vrai changement, Oui, La France, Prenez le Pouvoir, La France Fort, La France Libre, La France Solidaire,  Le changement C`est maintenant  albo typowe komunistyczne " "zagrania"-  Aux capitalistes de payer leurs crises ! albo Un monde sans la City ni Wall Street, a prawdziwie komunistyczna kandydatka  Lutte Ouvriere nie ma hasła :(
 Nigdzie nie widziałam takiego " dzikiego " plakatowania i zaklejania się, reklamowania się w sklepach, punktach usługowych czy innych budynkach, żadnych bilbordów, flag ani przesady. Tak, jakby te wybory były poza normalnym życiem, przynajmniej tutaj na prowincji. Po wypadkach w Tuluzie, Sarkozy miał kilka spektakularnych wystąpień w związku z emigrantami, ale tak gładko. Bogatsi boją się podatków i już planują wyjazdy do Szwajcarii, jeśli wygra socjalista Francois  Hollande. W telewizji dyskutowali dziennikarze i zapraszani goście, ale miałam wrażenie , że nie było obelg i  "obrzucania się", Francuzi się naśmiewają i to jest ich walka przeciw sobie. Nie oglądałam wielu programów, głównie dzienniki, ale nie było dużo wieców i takich masowych imprez. Głównie duże metropolie były odwiedzane przez kandydatów, a Hollande był w naszym sąsiedztwie- w Carcassonne.
 W naszej lokalnej Cafe de la Poste Francuzi coś tam dyskutowali, bo dochodziło do moich uszu, ale niewiele, nawet na lekcjach i spotkaniach towarzyskich poruszaliśmy ten temat z Anglikami, bo niektórzy są uprawnieni do głosowania. Ale nie widziałam żadnych wskazówek do lokali wyborczych, pewnie w merostwach, bo tu dookoła małe miasteczka, tak ok 1-2 tysięcy mieszkańców.
Walka będzie miedzy Sarkozy`m i Hollande i taka wyrównana wg sondaży. Marine Le Pen ma dużo zwolenników na prowincji, a to twierdzę tylko na podstawie plakatów.
Qui vivra, verra. Pożyjemy, zobaczymy.

środa, 18 kwietnia 2012

Winter on Monday

W nocy z niedzieli na poniedziałek wiatr przywiał zimę, pobliskie góry pokrył śnieg i temperatura spadła do 6 stopni w naszych dolinkach. A potem wyszło słońce i temperatura się podniosła do 17. A w domu momentalnie zrobiło się zimno i musieliśmy rozpalać kominek.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Wspólczesna inwazja Anglików na Francję. English invasion in France.

Notre Père qui êtes aux cieux - Restez-y - Et nous nous resterons sur la terre - Qui est quelque fois si jolie.
La Redorte
 
Notre Père qui êtes aux cieux - Restez-y - Et nous nous resterons sur la terre - Qui est quelque fois si jolie.-J.Prevert
Notre Père qui êtes aux cieux - Restez-y - Et nous nous resterons sur la terre - Qui est quelque fois si jo
Notre Père qui êtes aux cieux - Restez-y - Et nous nous resterons sur la terre - Qui est quelque fois si jolie.



Notre Père qui êtes aux cieux - Restez-y - Et nous nous resterons sur la terre - Qui est quelque foi
Kim bardzo mnie kiedyś rozśmieszył, jak spytał czy Polska miała kiedyś jakieś kolonie zamorskie. Ja pamiętam tylko awanturnika Maurycego Beniowskiego, który był królem Madagaskaru i gdzieś na dnie pamięci księcia Kurlandii, chrześniaka króla Jakuba I Stuarta, który dostał w prezencieTobago. A Madagaskar Francuzi chcieli nam dać w cesji w 1937r., z hasłem „Żydzi na Madagaskar”, ale z powodu wojny nie doszło do „transakcji”. Co za ciekawy historyczny epizod!
 Dla Napoleona walczyliśmy na Haiti, znany epizod tak wzruszająco opisywany w „Popiołach”.
 Po ostatnim trzęsieniu ziemi na Haiti/ styczeń 2010/, ukazał się raz taki artykuł o rodzinach o polskich nazwiskach na Haiti. Okazały się one potomkami dawnych żołnierzy napoleońskich. A ja przypadkiem poznałam jedną dziewczynę na Florydzie z takiej rodziny. Rzad amerykański pomaga Haitańczykom po trzęsieniu min. w uproszczeniu regul dotyczących zatrudnienia. Na Florydzie dużo kobiet pracuje jako opiekunki i pielęgniarki,znają angielski i francuski, a ich kreolski język jest trzecim na Florydzie po angielskim i hiszpańskim, widziałam informacje w państwowych urzędach.
Anglicy przez cale swoje pokolenia byli podatni na różne wpływy kolonialne, podobnie było z Francuzami, Holendrami, Hiszpanami. Jak się przegląda tytuły ich książek, to często pojawiają się takie nawiązywania do kolonialnych czasów i ich głębokich wpływów na osobowość  narodu, na kulturowość, historię materialną. Amerykanie, z kolei maja wszystkie narody u siebie i tez chętnie korzystają z ich dziedzictwa. Mój Kim jest taką mieszanką angielsko-amerykańską, a z powodu swojej pracy na statkach  na całym  swiecie osiągnął stan  etnograficznego kosmopolityzmu, ja to tak nazywam. Nie rozumie tylko post-komunistycznej mentalności. I dobrze.
A dlaczego o tym piszę? Bo się zastanawiam skąd się bierze ta współczesna inwazja angielskich emerytów na Francję?
Impreza  organizacji Vivre ensemble en Minervois z okazji Paques, zwroćcie uwagę na motto o winie. Przy akordeonie i winie z winnic La Pech d`Andre zabawa była przednia, a odbywała się w bistro George Brassens`a, nie mogło zabraknąć Pornografii /!/. Nasz "Zespół Reprezentacyjny" kiedyś upowszechnił Brassensa, a ja z Francuzami rozmawiałam o Wysockim i Marinie Vlady. Takie międzykulturowe pogawędki o pijaństwie i bólu egzystencjonalnym przy winie.  Zastanawialismy się też czy Kosciuszko z La Fayette`em dobrze sie znali, bo jako nieliczni obcokrajowcy należeli do Towarzystwa Cyncynnatów. A ja później wyczytałam,że pomnik Kosciuszki w Waszyngtonie stoi na Placu La Fayette. Kiedyś chodziłam do szkoły podstawowej im T.Kościuszki i bardzo dużo o nim pamietam, bo brałam udział w konkursach ku czci patrona. Tak wyglądają "nasze" winnice, a zobaczycie za tydzień, już puściły listki.
 Myślą, że będą odmianą Wilhelma Zwycięzcy i zaprowadzą tu  swoje porządki, np. w kwestii psich kup i parkowania, zarządzania państwem i może jeszcze języka?! To tylko takie żartobliwe pytanie retoryczne.
Chociaz coraz więcej takich przybytków, i tak francuskie psy zostawiają odchody na chodnikach i właściciele niewiele sobie z tego robią.
 Dlaczego tak wielu Holendrów tu przybywa, "cheese heads", jak to Kim śmiesznie mówi, i Szwedów, a nie ma  wielu Norwegów, Duńczyków, czy Szwajcarów. Czy te dwa narody, czyli Anglicy i Holendrzy mają taką mobilność we krwi, czy tylko z powodu słońca przeprowadzają się  na emeryturze i stabilnego funta? Belgów to rozumiem, bo ten sam język. Często o tym rozmawiamy w towarzystwie i oni głównie podają powód słońca,  o pieniądzach się nie mówi, jak to między dżentelmenami, ale  funt zawsze lepiej stoi wobec euro, kiedyś to był stosunek 1.8, obecnie tak po naszemu złotowkę wiecej. I ich wyobrażenie o życiu na emeryturze, to   luxe ,  haute cousine ,  rozkoszowanie się przyjemnościami, kreatywną bezczynnością / to conajmniej brzmi jak oksymoron/ tu się realizuje. Mnie się  wydaje, że Anglicy to szczególny naród, jeżeli by rozpatrywać umiejętność adaptacji i chęć na zmiany w każdym wieku. Oni tutaj tworzą państwo w państwie. Ponadto szczególni ludzie zamieszkują Francję, oni już wcześniej podczas swojego życia mieszkali w różnych miejscach, najpierw ze swoim Rodzicami,/ często dyplomaci różnego szczebla, naukowcy,oficerowie  British Army i Navy,  nauczyciele języka angielskiego/ potem sami, śladem rodziców wykonywali ciekawe prace w krajach byłego Imperium. Takich ludzi tu poznaję i oni tu świetnie organizują się w swoje "Senior League" i inne circles. Ponadto zauważyłam takie zminiaturyzowane klasy społeczne, niektórzy są poza circle, albo są w innych gronach, stowarzyszeniach, grupach, kościołach. To fascynujące dla mnie, ta  ich  obserwacja. To jakby dokumentalna ścieżka filmowa , taka nowa migracja Anglofonów. A ponieważ mój amerykańsko-brytyjski mąż jest sam takim melanżem  elity, podupadłej obecnie znacznie, jak polska zubożała szlachta,:)) i  bardzo demokratycznych zawodów, jesteśmy zapraszani w różne towarzystwa. A ja czasami się czuję jak Kate Bates w Titanicu.
I podobają  się  Anglikom francuskie domy z charakterem, bo  może znudziły im się te ichniejsze szeregi jednakowych willi z wiktoriańskim nudnym szykiem, czy też inne rzędy  schludnych domów w zabudowanych, równo wyznaczonych ulicach. Tu  przyjeżdżają Anglicy  z Londynu i innych dużych miast, z angielskiej Kanady, Nowej Anglii w US. I najważniejsza jest location w słońcu, jak w telewizyjnym programie "Places in the sun".
Domy w Prowansji i Langwedocji są stylowe, w ogóle w całej Francji,
historyczne, z charakterem,  niespotykanym urokiem, nawet te najmniejsze,wciśnięte gdzieś w rogu miedzy innymi kamieniczkami, albo „doklejone” do większego sąsiada / jak nasz/.  Mają różnej wielkości okna, często zaraz nad ziemią, kolorowe okiennice,  drewniane,ozdobne  drzwi z kołatką, 
albo ogromne bramy, za którymi kryją się piękne dziedzińce z małymi fontannami, wewnętrznymi ogrodami. Nawiązują tutaj do arabskiej architektury. W starych, kamiennych kamieniczkach nie ma balkonów, wąska, ściśnięta zabudowa z obu stron uniemożliwia takie „luksusy”. Czasami maja takie zgłębione tarasy, jakby zamiast pomieszczenia był balkon. Domy są różnej wysokości, wąskie, ich ozdobą jest pastelowa kolorystyka i kwiaty wypływające zewsząd, piękne donice. Rośliny  kwitną i rosną  obficie nawet w cieniu. Niektórzy latami   przekształcają ogromne  "barns" i  "remises" w oryginalne domy i tu widać fantazję  i ogromne zasoby finansowe. 
Widzicie te zarosnięte schodki? To wieżyczka w naszym Pepieux.
   
 A w srodku domow oryginalny rozkład,każdy dom inny, inne przejścia miedzy pokojami, hallami,  malutkie zakamarki, schowki, różne poziomy,mini-schodki,drzwi ,ściany i okienka wewnętrzne niby witrażowe,mają dekoracyjne uchwyty klamki i okna. Schody na górę, najczęściej wąskie, secesja i neoromantyzm czyli takie średniowiecze kamienne.  Male kominki w każdym pokoju,podłogi takie różne, połączenie kamienia, starej terakoty ,drewna  i kilka dywaników jakby niedbale rozrzuconych.
Na tej sofie najlepiej odpoczywać, przed sobą ma się kominek. Za sofą wejście do domu  i kuchnia
A jakie oryginalne meble! Najczęściej komody, etażerki,fotele i krzesła , gdzie każde inne. Wielkie stoly w jadalni, ogromne łoża w sypialniach. Wręcz nadliczebność lamp, lampek, kinkietów,różnego oświetlenia, ale nie ma górnego. Dalej prawdziwy charakter tworzą obrazy na ścianach, pamiątkowe bibeloty na komodach, ładne obrusy, serwetki, poduszki i kwiaty.
Przed kominkiem

Schody na górę, po lewej kuchnia
 W oknach nie ma firanek, czasami do polowy okna, bo takie piękne  ramy okienne  i ich uchwyty to szkoda  zasłaniać. Wydawałoby  się, ze to barokowość taka obfitość, nie to osobowość właściciela, charakter regionu, osobliwość miejsca, ciągłość historyczna, już od starożytnych Grekow. I te wpływy wszystkich kolonii, które zostawiły ślady w kulturze materialnej państwa.  Lekkość i wytrzymałość  bambusów, kolorystyka i ornamentyka arabska,  chiński konfucjonizm, entuzjazm i gorące rytmy Nowego Orleanu i nie wiem, co jeszcze? Francja w każdej odsłonie jest piękna! Nasz domek w poście- My "property" in Languedoc. Nie wiem, jak to się robi, dziewczyny piszą "tutaj" i się wyświetla ta strona?

A nasze nieszczęśliwe państwo zostało tak bardzo okaleczone przez historię.Stale o tym myślę. Nawet wczoraj na spotkaniu mówiłam o naszych królach elekcyjnych i  jak rozgrabiono nasz kraj.A Kim się przyznawał do dalekich polsko-pruskich korzeni! Chyba chciał mi zrobić przyjemność.





czwartek, 12 kwietnia 2012

Stalag Luft III Sagan /Żagań/


 A dzisiaj wspomnieniowy post w związku ze swiątecznymi refleksjami.  Znaki polskie pozmieniam, jak najszybciej, bo pisałam na innym laptopie.
Dostałam kiedyś taki newsletter  na konkurs "Ocalmy wojenne historie" i tak pomyslałam sobie, ze opiszę moje spotkanie z weteranami amerykańskimi, bo teraz  to moja nowa rodzina. A były to dla mnie bardzo poruszające spotkania. Takie dotknięcie prawdziwej historii, jak w filmie. Dodam, ze cały mój zeszłoroczny pobyt w US, to był, jak niekończący sie film.
     Stryj mojego obecnego męża, 92-letni TB Wilson z Milwaukee był więźniem obozu jenieckiego i nie byłoby  w tym nic  niezwykłego, gdyby nie fakt, ze obóz ten to słynny Stalag Luft w Żaganiu, a w tym mieście mieszka od zawsze moja najbliższa rodzina. Ja tam często spedzałam wakacje jako dziecko, uwielbiałam moją ciocię, wujka i ich dzieci , czyli moich najbliższych kuzynów.
Z moimi kuzynami ze strony ojca, córki dwóch sióstr mojego taty- Jola i Urszula koło mnie oraz ich mężowie, i kuzyn Boguś po prawej. Upalny lipiec 2010r. Jola  i Boguś mieszkają w Żaganiu. Chcialoby sie powiedzieć "ou sont les neiges d`antan..."
 Odwiedzałam muzeum obozów jenieckich. Wzruszałam sie losami żolnierzy tam uwiezionych, pamiętam dobrze pomnik na terenie obozu. Kiedyś w podstawówce opisywałam go na jakiś konkurs i nawet go wygrałam, a nagrodą była  książka. Bo to byly najlepsze nagrody. Ile  radosci temu towarzyszylo! Tylko z dzieciństwa zapamiętałm sobie, ze to byly obozy jeńcow radzieckich, pewnie mnie tak uczono.
 Potem do Żagania jeździlam z córkami na Woodstock, który był w Żarach oczywiście, a moj kuzyn był policjantem, czułyśmy sie bezpiecznie.
Wracając do stryja, mój mąż wiedzial, że on był w obozie niemieckim, ale nie wiedzial, że ten oboz mieścił się na terenie obecnej Polski. Będąc u Matki mojego męża przeglądałam jej biblioteczkę i natknęłam sie na wspomnienia wojenne TB-ego, zaczęłam czytać i jakie moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam nazwę Sagan, a w nawiasie tereny obecnej Polski. Mówię mężowi, że Żagań jest w Polsce i moja rodzina tam mieszka, a ja tam byłam w zeszłym roku  i mam świeże zdjęcia  w moim laptopie.
Żagań - 2010 r.
Byłam też tamtego lata we Wrocławiu, to było po drodze, wiadomo, bo ja z kieleckiego, ale jechałam przez Warszawę! I tam też mam bliską rodzinę , a zdjęcia dla on-line kolezanek, związanych z Wrocławiem. Ja tez kocham to miasto.

 Kim byl naprawdę wzuszony, ja też.
 Kim utrzymuje bliskie kontakty z swoim wujkiem/ brat ojca/, który świetnie się trzyma , jak na swój wiek Napisaliśmy  szybko list i wysłaliśmy, zamieszczam jego fragment, a później odpowiedź wujka:
... I decided to write to you after we found your war memoirs. I was very touched reading your story, so was Kim, who heard about your war experience but reading that was like being a witness of tragic history again. The history we know from school and films mostly but the most moving for me was that you spent some time in prisoners` camp in Sagan, now Zagan in Poland. I know Zagan very well, I used to spend a lot of summer holidays there in my childhood, youth and even last summer I was there! My father`s sister has been living there since the early 50s, she is now 79 and my two cousins with their families live there also. I remember that when I was a school pupil I visited the camp which has been a museum for many years. I also remember a monument which commemorated the prisoners and a figure of a very exhausted man lying on the ground. It was for me unforgettable experience when I saw it for the first time as a child. I described this monument in a very emotional way in a school competition commemorating the anniversary of Poland`s liberation. I won a first prize. I remember that moment very well. . But unfortunately I was taught that in the camp were Russian soldiers who were treated in a very cruel way. It appealed to my child`s imagination. Later I learnt about international prisoners.
So this is what I wanted to share with you. Zagan now is a very nice town, I will try to find my photos from my last stay and send them to you.
... Can you imagine that Zagan was for many years a place for in Poland similar to the American "Woodstock festival?  Enormous rock concerts were organised there on a so called army airport, I was there a few times with my daughters in the late 90s. In communist time Zagan was a big base for Russian soldiers. We used to buy golden rings from them, ancient history...I have a lot of nice memories of Zagan, probably you do not but I wanted to inform you that there is also somebody who knows what Sagan means....


Alicja, Thank you so much for the nice letter you wrote to me about yourself and Zagan. It was such a good letter that I even forwarded it to my old roommate in Stalag Luft III. He has been back there several times and has filled me in on the details of the memorial and what's left of the camp site. Your pictures were great and gave me something better to remember. What I saw of Sagan in 1943 was minimal so I had no memory of the town itself.
We are looking forward to the time when you and Kim visit Milwaukee. All of Kim's cousins and I are anxious to see Kim again and meet you.
Our best wishes, Muzzy T.B. ( otherwise known as Tom)
-- T.B.Wilson
Obiecałam Tomowi, ze napiszę jego historię i tak pochlonęło mnie moje życie, a czas płynął. Niedawno zmarła Jego ukochana Żona, uwielbiana przez Kima ciocia Virginia. Jestem wzruszona, że moglam to wspomnienie  przypomnieć teraz. TB byl żolnierzem sil powietrznych, do niewoli został wzięty w 1943 r.w Afryce Północnej.W obozie przebywał  do czasu wyzwolenia, ale opowiadał o kopaniu tunelów do tej słynnej ucieczki pokazywanej w wielu filmach.
W Harbours Edge u Matki Kima spotkałam wielu takich niezwykłych weteranów, dawnych wysokich rangą oficerow i widziałam ich zdjecia z gen. Pattonem i Eisenhowerem, uczestnikow wojen na Hawajach i na Drugim Froncie, nawet oficerow sluzb specjalnych. To byli drugiego pokolenia Amerykanie pochodzenia austriackiego, znali swietnie niemiecki, bo w domu sie jeszcze mowilo po niemiecku.
Poznalam tez absolutnie niezwykla historie polskiego Zyda spod Warszawy, ktory uciekl w czasie wojny do Rosji. Tam zostal wcielony do armii i walczyl pod Stalingradem. Potem losy przygnaly go do US, tam  byl traktowany jako Rosjanin i ciezkie mial zycie na poczatku. W Stanach nadal nienawidza komunistow, senator Mc Carthy zrobil kiedys "porzadna" robote. Ale zdobyl zaufanie  Amerykanow i osiagnal zyciowy sukces. Dlatego moze sobie teraz pozwolic na emerytalny  luksusowy raj w Harbours Edge.
Musze przeprosic za pewien chaos tych moich wspomnien, ale nie mam przy sobie mojego notesu, w ktorym robilam zapiski na Florydzie.
Pozdrawiam.

piątek, 6 kwietnia 2012

Au printemps- radości na wiosnę!

 Wiosna tutaj, kolorami wybuchła i  joie de vivre -radością życia, krzyż o ekspiację woła, ale komu? Chyba pokutnikom, którzy wojny religijne wywołują. A ja  się raduję, bo co mi pozostało? Samochód już trzeba w cieniu zostawiać, może być i dorodnych glicynii, bo takie ciepło, słońce mocno świeci  po 20.00 jeszcze, a potem "głowę zwiesza i zasypia". Kim pozdrawia spod kiścia. A dzisiaj pojechaliśmy najpierw do Narbonne po jakąś skrzynkę do Orange, a potem do Le Somail na wystawę malarską i posiedzieć nad Kanałem du Midi, mnóstwo turystów już przybyło. To śmieszne Piaggio to artystów własność, a okno z galerii zaprasza do siebie.
 Miłego wypoczynku wiosennego życzę  wszystkim moim czytelnikom , przyjaciołom w Polsce i on-line. Nadziei na obfity, szczęśliwy rok, który z wiosną się budzi. Happy holiday!. Smacznego jajeczka, dobrej szyneczki i wesołego dyngusa, bo nawet "moi" Anglicy wiedzą o "wet Monday". A za granicą to sobie życzymy miłego weekendu, tutaj Joyeux Paques i Happy Easter!


Ale dzwony w moim miasteczku biją niezmiennie i wszystkim wiadomo, że święto jest ogłaszane, chociaż to społeczeństwo bardziej świeckie i nie dla nich pokuty i umartwianie się, o nie! Czas radości i szczęścia w tej śródziemnomorskiej arkadii, picia wina, gestykulacyjnych żywych rozmów, grania w bule i wiejskich targów.

Poniżej fragment piosenki Jaques`a Brela, mojego ulubionego piosenkarza, z którym kiedyś, poprzez jego piękną poezję, uczyłam się j.francuskiego. Co się dzieje z człowiekiem na wiosnę...

 Au printemps au printemps
Et mon cœur et ton cœur
Sont repeints au vin blanc
Au printemps au printemps
Les amants vont prier
Notre-Dame du bon temps
Au printemps
Pour une fleur un sourire un serment
Pour l’ombre d’un regard en riant

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Jean Moulin i Jean Jaures- bohaterowie francuskich ulic i placów.

 La vie est une cerise
La mort est un noyau
L'amour un cerisier. J.Prevert
I o co tak naprawdę chodzi w tym życiu?


 Odkąd zaczęłam przyjeżdżać do Francji, zwracałam uwagę na nazwy ulic. Podobnie, jak u nas w nazwach pojawiają się wszystkie wielkie nazwiska i wydarzenia historyczne. Nikogo nie może zabraknąć. Spacerując uliczkami można przypomnieć sobie literaturę, wielki świat muzyki, artystów pędzla, walecznych żołnierzy i ich wielkie bitwy.
Mnie zastanowiło regularne pojawianie się dwóch nazwisk, często w nazwach dużych placów, bulwarów, parków, ogromnych parkingów miejskich, domów kultury.Nie znałam tych nazwisk wcześniej, i to mnie zaintrygowało, musiałam sprawdzić, kim byli ci bohaterowie.
My mieszkamy przy Placu Jean Moulin  i na małym placyku Dwustulecia Rewolucji- dom z kwietnikami  w beczkach, najbardziej charakterystyczne klombiki w tych rejonach. Obok miejscowy zamek langwedocki i parę naszych pięknych ulic, Starego Mostu, Nowego Mostu, Plac Szczęścia, Postępu, Ruchu Oporu,Aleja Katarów- dzielnych religijnych mężów wybitych przez inkwizycję i 11 Listopada.


 Przygotowałam krótkie informacje o tych słynnych dla Francji bohaterach.


Jean Moulin ( 1899- 1943) – najwyższy rangą, schwytany przez Niemców członek francuskiego ruchu oporu w okresie II wojnie światowej.
Urodził się w Beziers  w południowo-wschodniej Francji. W 1918 zaciągnął się do wojska. Po wojnie podjął pracę we francuskiej administracji państwowej. Był najmłodszym prefektem w historii Francji. W 1940 aresztowany i torturowany przez gestapo. W październiku 1940 rząd Vichy zażądał zwolnienia wszystkich urzędników państwowych o lewicowych poglądach. Moulin odmówił wykonania polecenia i został zwolniony. Od tego momentu rozpoczął działalność konspiracyjną. We wrześniu 1941został przerzucony do Londynu, gdzie spotkał się z Charles`em de Gaulle`em i innymi przedstawicielami rządu francuskiego na uchodźstwie. W styczniu 1942 wrócił do Francji i rozpoczął organizację francuskiego ruchu oporu pod pseudonimem "Max". 21 czerwca 1943 został aresztowany w wyniku zdrady. Zmarł na skutek tortur w pociągu przewożącym go do Niemiec 
 Jean Léon Jaurès ( 1859-1914 ) – francuski przywódca socjalistyczny.
  Jego zdaniem socjalizm był najwyższą afirmacją praw jednostki. Wskazywał, iż rewolucja powinna prowadzić do przejęcia państwa i nadania mu nowych treści. Działacz II Międzynarodówki  Socjalistycznej. Wypowiadał się za nauczaniem powszechnym, głosił poglądy antyklerykalne. Był znakomitym mówcą i dziennikarzem. W 1904 r. założył L'Humanité - gazetę adresowaną do szerokich mas społecznych. Był gruntownie wykształcony, przez pewien czas wykładał filozofię na uniwersytecie w Tuluzie. Zasłynął jako obrońca praw robotników i współtwórca pierwszej we Francji spółdzielczej huty w Albi. Jaurès był zdeklarowanym antymilitarystą, który proponował rozwiązać kryzys, który później przerodził się w I wojnę światową, metodami dyplomatycznymi. Gdy okazało się, iż wojna jest nieunikniona, Jaurès próbował zorganizować strajk generalny we Francji i Niemczech, aby w ten sposób zmusić rządy do negocjacji. Było to bardzo trudne, ponieważ Francuzi pragnęli zemsty za przegraną w wojnie francusko-pruskiej.
Dzień przed mobilizacją, która zapoczątkowała udział Francji w wojnie, Jaurès został zamordowany w kawiarni w Paryżu. Sprawcą zamachu był Raoul Vilain, młody francuski nacjonalista. Został on po wojnie oskarżony w procesie sądowym i, zaskakująco, uniewinniony.

 I tacy to są francuscy bohaterowie. Ja, doskonale kiedyś indoktrynowana w swoim najlepszym liceum w mieście, mam zakodowaną w mózgu mentalność  równości społecznej , chociaż teraz się z tym nie zgadzam. Wiemy nie od dzisiaj, ze Francja ma też długą historię swoich sympatii socjalistycznych. Bo począwszy od Rewolucji Francuskiej , śmiało możemy tę hipotezę postawić, a potem przez socjalizm utopijny. Tylko oni i Rosjanie uśmiercili swoje rodziny królewskie,a mechanizm do zabijania ludzi błękitnej krwi, opracowali w najwyższym stopniu doskonały. Ich terror przewyższył  Dzierżyńskiego chyba. I jeszcze czczą tak uroczyście masową dekapitację swoich arystokratów- tak zabawnie wyraził się pisarz angielski Peter Mayle.
Mój natomiast anglosaski małżonek nie znosi wręcz tych socjalistycznych zachowań narodu francuskiego, objawiającego się min w roszczeniach socjalnych, które obecnie są wykorzystywane przez wielodzietne rodziny, nie tylko  emigrantów. W naszej małej społeczności to jest bardzo zauważalne. Dostają mieszkanie za darmo, a nie umieją śmieci segregować/ bo on widzi, że w workach jest, co innego, robią tzw. "wystawki"/, a parkowanie samochodów o zgrozę woła, auta wiszą na krawężnikach albo wtłoczone są w zakręt. Nie pracują, tylko rozmawiają przez komórki i palą papierosy. Biura pracują  dla klientów tylko rano, po południu   sur rendez-vous, na umówione wizyty i nonszalancko, wymownie wzgardliwie prychają ,zamykając okienko w biurze lub spuszczając żaluzje.To go najbardziej denerwuje, i nie ma miejsca na coś takiego jak anglosaski zwyczaj porządnego ustawiania się w kolejce. I hasłami socjalistycznego kandydata na prezydenta są obklejone całe miasta. Ja to rozumiem, on nie. Ja jestem z rigid system i kiedyś nauczono mnie, że urzędnik to pan. Nie podoba mi się takie zachowanie, ale umiem czytać, że biuro czynne w danych godzinach. Kim wychowany w anglosaskim etosie pracy nie jest w stanie zrozumieć, ze można tak krótko pracować.