Gajówka.

Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.

O mnie

Moje zdjęcie
Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.

piątek, 2 grudnia 2011

Marche de Noel i inne imprezy


Nasz koleżanka z Beziers przyjechała nas odwiedzić z wnuczkiem na Fete de Noel.
Prowadzenie pamiętnika- bloga to sposób  na zastanowienie się nad każdym dniem, utrwalenie jakiegoś szczegółu, taki zaczep czasu dla przyszłości. Ja odkąd pamiętam, to prowadziłam pamiętnik , chyba to była zasługa mojego starszego brata. I , gdy jestem tutaj, gdzie mam tyle wolnego czasu dla siebie, pisanie bloga traktuję, jak pracę. Żeby moje ulubione przysłowie z młodości  „ Nulla dies sine linea” miało swoją radość.
Zawsze też psycholodzy pytają, czy zrobiłeś dzisiaj  coś dla siebie dobrego? Ja osiągnęłam taki stan, że każdy dzień jest dla mnie przyjemnością, nic nie robię przeciw sobie. Ktoś może stwierdzić, że nudne, zapewniam, że nie, każdy dzień jest niedzielą, może weekendem , tak dla rozróżnienia. Zamieszkanie  Polaków w innym kraju w wieku średnim, około-emerytalnym zdarza się rzadko,  może  z 2-3 podstawowych powodów, pierwszy to konieczność zarobkowania, ekonomia zwycięża, drugi zamążpójście, miłość i pewien materializm zwycięża,/ mówię ze swojego punktu widzenia !/, trzeci  to realizacja planów o mieszkaniu w kraju wymarzonym  od zawsze, czyli znowu ekonomia zwycięża, bo stać cię na dom i na życie za granicą bez podejmowania pracy zarobkowej. Jestem przekonana, że bardzo niewielu Polaków w średnim wieku  decyduje się na tę trzecią opcję, nawet, gdy mają odpowiednie fundusze, i nie mam na myśli bogatych rodaków, którzy posiadają kilka domów za granicą. Bo u nas  "starych drzew się nie przesadza", ale wiem, że są tacy szaleńcy- straceńcy, których męczy zasiedzenie  w miejscu, bo to jak zmurszenie emocjonalne, i ruszają w świat. Ja nie nazywam siebie emigrantką, ale skoro nie mam  domu w Polsce, tylko tutaj, to już nie wiem, wyczytałam, że teraz jesteśmy migrantami. Ja tak naprawdę nie wiem, jakbym  określiła swoją sytuację, bo ja jestem taki freelancer teraz, mam polskie ubezpieczenie, chociaż nie mam tam  tzw. polskiego zameldowania, czekamy na francuskie carte vitale, czekam też na ameryk. wizę migracyjną. Mieszkając tutaj włączam się we wszystkie akcje organizowane przez miejscowy samorząd, zapisałam się do  dwóch organizacji na rzecz  obcokrajowców  zamieszkałych w tym rejonie. Bardzo aktywnie uczę się języka, bo chcę być częścią tego społeczeństwa.. Zawsze była typem aktywnej działaczki, osoby organizującej czas innym i zarządzającej, lubię się angażować i działać na rzecz środowiska, w którym mieszkam, jest to również metoda na moją próżność, ja po prostu lubię się pokazywać. Uwielbiam ciągłe zmiany, nowych ludzi dookoła.  Taką atmosferę wysokich napięć , sama sobie ciągle podwyższam poprzeczkę, zawsze lubiłam się uczyć, i takie wyzwania są dla mnie niezwykłe. Wiem, że mój Kim jeszcze mnie zaskoczy i nie da nam mieszkać w jednym miejscu. On mówi, że emigrował z US do Anglii. Zawsze mnie to śmieszy.
W związku z moim bywaniem, nie mogło mnie zabraknąć na imprezie Marche de Noel  Franco- Brittanique w moim miasteczku. Zbierałam produkty spożywcze dla biedniejszych starszych mieszkańców,  i rzeczy na tombolę, pracowałam przy organizacji fety, a potem bawiłam się w sprzedawczynię przy stoisku z ciastkami, kawą i herbatą. Francuzi brali mnie Angielkę albo Holenderkę,  przyjezdni Anglicy, którzy mnie nie znają, z kolei za Francuzkę albo też Holenderkę. Mówiłam do nich ich ojczystymi językami, i tak ich mój akcent gubił. W naszym miasteczku mieszka ok 20-30 anglojęzycznych, pernamently lub temporary. Znam już większość, zapraszamy się do siebie na kolacje i aperitify, i rozmowom nie ma końca przy butelkach miejscowego wina. I zawsze jestem politically correct, opowiadam o Polsce w samych superlatywach, szczególnie  o naszej kuchni. A wczoraj mówiłam o tzw. książeczkach walutowych za czasów komuny, bardzo ich to interesowało, i o wymianie towarowej w tamtych czasach. Mam duże doświadczenie w tej materii. Rozśmieszam ich do łez, moim małym fiatem robiłam rajdy poprzez Związek Radziecki- Ukrainę aż do samej Turcji , czy Jugosławii. Taka nasza „ komunistyczna martyrologia” jak to mój Kim nazywa. On nie lubi słuchać moich opowieści.
A teraz , jak pojadę do kraju, to muszę naprawdę zainteresować się kuchnią, bo jedzenie to ulubiony temat słonecznych emerytów. Ja to dużo wiem, ale gotować to nigdy mi się nie chciało. A ta umiejętność, to również kanon dobrego wykształcenia.
Lokalne produkty w innej hali, bo już tu się przebrałam i winkiem się raczę.

To przy tym stanowisku pracowałam. Teraz sprzedają Ronwyn i Rose. A ten smutny gościu pilnował kasy. Porcyjka ciasteczka i napoje były po 1 euro. Miejscowy, ale angielski B&B, czyli Valerie, serwował lunche, kiełbaski, zupy dyniowe i koliandrowo-cytrynowe, "kuiszo" też po 1-2 euro. Ciasta piekli organizatorzy. Ja nie.
Marche de Noel zawsze towarzyszy wide greniere.  Zebrałam parę eksponatów, ktore tak bardzo mi  się podobały, 20 mil podwodnej żeglugi, alkohole i małżeński barometr. JOYEUX NOEL! !!

6 komentarzy:

  1. A kto z Rosji mnie tak namiętnie czyta? Ciekawa jestem, proszę się odezwać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja nie z Rosji (p). Mnie scinaja te wszelkiego rodzaju imprezki. Ja lubie gdzies z boku sobie na ludzi popatrzec. O POlsce opowiadam malo, bo... oni maja swoj wizerunek i niech im tak pozostanie. Nie ma sensu byc korekt poprawna.
    Jezeli chodzi o kuchnie, to ja wyksztalcona jestem, naucze sie ich potraw, nawet niektore mi bardzo smakuja a na poczatku tak nie byloo. Nauczylam sie jesc dziczyzny i ja przyrzadzac, ale ciasta uwalam prawie kazde.... nie wychodza mi i cos w tym jest jednak dziwego, bo chleb pieke super:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tak zawsze chce się ludziom przymilić, nie wiem juz czym to tłumaczyć. Taką chęcią posiadania przyjaciół,bycia potrzebną. Podobno natury towarzyskie, to prózne istoty potrzebujące aplauzu i mają skłonnośc do oportunizmu. Ale to takie uogolnienie. Moj Kim to mowi " I dont give a shit" i taki sobie jest niezalezny, a mnie sie tu bardzo nudzi i musze szukac sobie zajecia. Szczegolnie w jesienno-zimowe wieczory. A ci starsi obcokrajowcy tutaj, szczegolnie Anglosasi to malo wiedzą o Polsce, to ich oswiecam, zeby źle nie mysleli.
    A gotowac i piec nigdy nie lubilam, a jeszcze bardziej robienia przetworow, ale jak trzeba, to tez sobie poradze. Chociaz pierogow nigdy nie robilam, czy jakiegos wykwintnego ciasta. W Polsce mialam od lat termomix, to wszystko bylo latwiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Spoko:) Badz po prostu soba, skoro potrzebujeesz to rob to i juz...tylko ostroznosci troche nie zaszkodzi, bo nie wiesz, jak to jest odbierane. Tzn. jezeli masz reakcje zwrotna to ok, czesto zas nie wiesz co oni pod wplywem tych opowiesci sobie tam w glowach mysla.....no i dobrze, ze nie wiesz.

    Mi kiedys M. powiedzial, a bylam bardzo dlugo nieoswiecona i nie kumalam dopoki tylka sama kilka razy nie przymoczylam, ze szczerosc nie poplaca, bo ludzie tu i tak szukaja drugiego dna w tym co mowisz. To jest na zasadzie. nie patrz na to co ci ktos mowi, patrz na to, co on mysli :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak świątecznie już na tych zdjęciach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, dzięki za odwiedziny na moim blogu; jak pięknie na zdjęciach. Preferuje kolorowe święta acz minimalistyczne. Jakos tak zawsze było.

    OdpowiedzUsuń