Gajówka.

Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.

O mnie

Moje zdjęcie
Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.

sobota, 31 sierpnia 2013

Blogerki- jesteście wspaniałe!

Pomyślałam sobie, ze jeszcze coś napiszę w ostatnim dniu wakacji. Bo ja od zawsze mam wakacje, a nie jakieś urlopy i rok zaczyna się dla mnie 1 września. Nauczycielki tak mają, chociaż dla urzędów państwowych nie jestem nauczycielką, tylko " działalnością gospodarczą". Z tego też powodu nie mogę rozpocząć nowego życia, bo muszę ciągle wracać do swojego miasta rodzinnego, chociaż firmę od paru lat i tak prowadzi ze mną córka. Ale, zawsze jakieś ale...
Wspomnienie wakacyjne.Upał na Wełtawie.  Praga od Gajówki niecałe 100km.

W te dni obchodzi się rocznicę porozumień sierpniowych, a ja w TAMTE dni byłam w Indiach i Nepalu, i los kraju niewiele mnie interesował, bo nie wierzyłam w jakiekolwiek zmiany.Pamiętam jak w 1982r. oglądaliśmy w szkole pogrzeb Breżniewa i pomimo ponurej nocy po stanie wojennym, wtedy uwierzyłam, że system, wtedy tak się nawet nie mówiło, może przejść powoli na inne tory. I bardzo dobrze, że tak się dokonało, bo moje życie kiedyś nabrało wielkiego przyśpieszenia.
 Dzisiaj chciałam głownie napisać, że dzięki paru blogerkom uwierzyłam w swoją misję w Gajówce. Na blogach, które sobie przeglądami, również mam na liście ulubionych, widzę różnorodność i niezwykłość, zamiłowanie i zapał do tworzenia, jakby wewnętrzny żar u dziewczyn. Talent poparty gruntownym wykształceniem.Powiem górnolotnie, że ich posty rozbudziły we mnie na nowo chęć na wyzwania.
Kolorowo, jak w Niebieskiej Chacie:) Powoli kształcę się w wyszukiwaniu babcinych drobiazgów w sklepach second hand, a w moim miescie jest ich bez liku. Jest w czym wybierać.


Tyle entuzjazmu, zapału i pasji, o których czytam na blogach, nie spotkałam nigdy w swoim rodzinnym mieście. Bez obrazy oczywiście, ja z racji wieku mam teraz inne postrzeganie świata. Pewna jednorodność, jaką od lat obserwuję w moim mieście,  dotycząca wielu aspektów życia jak i osób w  pewnych przedziałach wiekowych, sprawiła, że się znacznie rozleniwiłam. Czułam się bezpiecznie i komfortowo u siebie i odechciało mi się budowania nowej przyszłości. Ciągłe wyjazdy, przyjazdy, pakowanie, lotniska, teraz pociągi, miałam tego dosyć. Wakacje, jakby przymusowe, co dwa miesiące, mogą być też męczące. Blogerki są na ogól młodsze ode mnie 10-20 lat, prawie w wieku mojej starszej córki, stąd też i dużo w nich entuzjazmu. Cytują Paulo Coelho, te mistycyzmy i buddyjskie orgazmy mam dawno za sobą. W końcu byłam kiedyś  w Nepalu, a tam się żyło na całego:) A nadmiar wrażeń , który towarzyszył mi w ostatnich latach, a potem nagły jego brak, przygnębił mnie to trochę i zobojętniałam. Ale penolopia.blogspot.com wg moich obliczeń, to tak mniej więcej w moim wieku. I buduje nowy dom! Dzięki za wsparcie. Z dociekliwością w lekturach blogowych szukałam wieku autorek, dla  pocieszenia siebie, że warto jeszcze uganiać się za przygodami w życiu. Wieku nikt nie pisze, ale orientowałam się po muzyce młodości, zdjęciach dzieci, a czasami wnuków. That`s it. Moja generacja. Ale wzruszyła mnie  też niebieskachata.blogspot.com i dla niej te zdjęcia powyżej.
 W Gajówce drażnił mnie Mister, bo miał inną koncepcję remontową w kwestii drobiazgów, bo do rzeczy zasadniczych  nie wtrącałam się. Np. co zrobił z tym drzwiami i oknami.
Tak było.

Tak jest teraz, ale ja z powrotem nabędę gdzieś tej stolarskiej galanterii i uzupełnię drzwiowe dekoracje. Chciałabym też pomalować te drzwi  w stylu Niebieskiej Chaty.

Takie były przepiękne okna i ramy.

A teraz takie, staroświeckie ramy gdzieś rzucono pod stosy desek. Okna są jednokomorowe, żeby dawały więcej swiatła i również były tańsze.
Całe życie mieszkałam w bloku, i w mieście, co więcej nie planowałam domu, a tym bardziej na wsi. Francja była miłym przystankiem, i znowu będzie za niedługo, ale wiem teraz, że Gajówka- zagroda, matecznik, polana/ podobają mi się te nazwy/, może stać się nastrojowym rodzinnym przybytkiem na przyszłość. Żebym tylko znalazła na to siłę i hura-optymizm.W Gajówce i wokół tyle wspaniałych , inspirujących ludzi, nie tylko na blogach.
 A tu kotki pomagają w kładzeniu rigipsów, a potem zasypiają. Świeże zdjęcia od Mistera.


W tym pokoju chciałam, zeby zostawił trochę oryginalnego muru i  stare deski na ścianach, ale nie, bo stwierdził,że pokój bedzie cieplejszy tak dokładnie obłożony wełną, izolacją i "dry walls". Tu bedzie ogromna master bedroom.


piątek, 23 sierpnia 2013

Blokowy vintage i shabby chick.

Przyjechałam do domu zajęłam się trochę pracą, a głównie "postarzaniem" mojego blokowego mieszkanka.
Zaczytywałam się w blogach o shabby chick, szczególnie zdjęcia angażowały moją wyobraźnię. I wszystko mi się w głowie mieszało od planowania, projektowania i szukania miejsc, gdzie mogę odnaleźć skarby przeszłości. Jeszcze w blokowych piwnicach i na strychu w biurze odnalazłam w pudłach ślady po moich rodzicach. Pocztówki zbierane przez całe życie,

Czy ktoś rozpozna to miasto? Bo to ponizej zasłoniła lampa, a jest to wyjatkowej urody Święty Krzyż.


 stare obrazy, które zawinęłam w jeszcze starsze prześcieradła, walizki jakby z twardej tektury, takie brązowe, syfon, który stanie się udaną dekoracją i parę podróżniczych suwenirów zwożonych latami. Z przyjemnością, nawet nie z żalem otworzyłam kilka listów od moich dawnych "narzeczonych", wycięłam znaczki i naklejki Par avion. Nakleiłam je na walizki, razem ze starymi pocztówkami, kopertami stały się vintage`owe par exellance.
W głębi moje biuro, bo tam zajmowałam się malowaniem.




Długo nie zaglądałam do tych pamiątek po rodzicach. Prawie 10 lat. W zeszłym roku rozpakowywałam z pudeł przedmioty domowego użytku. Są ozdobą mojego mieszkanka. Cały serwis porcelany ćmielowskiej. W tym roku nadszedł czas na na bibeloty i podarki, które latami stały za szybą socrealistycznej meblościanki. Zwoziłam je ja, mój brat, wujek, a potem moje dzieci dla dziadków. Również rodzice z sanatoryjnych wojaży przywozili swoje okruchy pamięci, dzbanuszki na wodę mineralizowaną, korale z bursztynu, skarbonki i szkatułki.
Wszystkie te rodzinne zabytki byłyby doskonale upamiętnione i wyeksponowane w Gajówce. Ale czy ja kiedykolwiek je tam zabiorę?
Tyle drobiazgów zwoziłam z Francji, moja miniaturowa kuchenka ledwie je mieści na niewielkich półeczkach i ścianach.
 Niezręcznie mi się przyznawać, że wolę pić poranną kawę przy moim małym oknie, spoglądać na te blokowiska na przeciwko, niż w remontowanej Gajówce, gdzie widoki są boskie, ale wszystko jest w fazie remontu. Ja jestem bardzo niecierpliwa, nie umiem czekać. Muszę mieć wszystko na już. Tak się przyzwyczaiłam latami. Prowizoryczne zamieszkanie wpływa na mnie depresyjnie. Tworzenie jest inspirujące, ale w gotowych ścianach. Jedna moja kuzynka ok. 20 lat temu zaczęła powoli przygotowywać sobie domek na zamieszkanie w latach średnich. I tak cierpliwie, zapobiegliwie i ze skromnymi funduszami wybudowała bardzo przyjemne siedlisko. Przez ostatnie 10 lat już tam mieszkała. Na początku nie miała podłóg, tylko wylewkę, bardzo spartańskie warunki. Ona włożyła dużo miłości w to miejsce i z takim oddaniem zbierała każdy grosz, stworzyła  naprawdę ciepłe rodzinne przytulisko. Miejsce ciepłe dosłownie nawet, bo kominek płaszczowy grzeje w całej mocy. Ale moja ukochana kuzynka, siostra cioteczna, jak mówimy, to osoba o szczególnym charakterze. Skromna i wartości rodzinne ceni ponad wszystko. A ja notorycznie goniąca za czymś niezaspokojonym. To mam.
Od paru lat powtarzałam sobie taką mantrę, dawne czasy wymagały, żebyśmy byli spartanami, a obecne sybarytami. Łazienka, nawet  niedokończona musi być przede wszystkim ciepła dosłownie. Nawet ta we Francji była zimna i  wyjście spod prysznica zimową porą to był " zimny prysznic", hehe.
A tu, taka malutka powierzchnia ciepło zatrzymuje.I śródziemnomorskie klimaty dodają temperatury.
Torebki z przedpokoju. Krzyż Maltański ma odganiać złe moce.
W blokowym mieszkanku sypialnię połączyłam z gabinetem pracy. Moja  obecna posada wymaga szczególnie miłych czynności, czyli mailowania, blogowania, lajkowania na fb i promowanie firmy za pomocą atrakcyjnych fotek  z myślą przewodnią, że warto uczyć się języków obcych i podróżować. Takie zajęcie jest niewątpliwie przyjemne, ale kapitału z tego nie ma. Kiedyś pracowałam 12 godzin dziennie i jeszcze w nocy myślałam o firmie, a teraz podążam za hasłem mojego hippisa -męża, a jego motto to enjoy life. On rozmawia z kotami siedząc na dachowym tarasie, patrzy na góry, pije lokalne piwo Piast i dostaje olśnienia, że  Polska to piękny kraj, a jego polska żona zabrała go w odpowiednie miejsce. A co Dolny Śląsk ma z polskością?
Tutaj mogę zaprosić córki na obiad co niedziela, a w Gajówce, czy we Francji to odwiedziny raz na rok, może dwa. Tak daleko.

Niech będzie,  powiem, że wolę sypialnię w Gajówce od mojej małej skrytki.
Łóżka tu nawet nie widać, ale jest koło okna.
Jak się ma to  posłanie do gajówkowych przestrzeni? Nijak, nawet zdjęcia nie mogę zrobić, bo od ściany do ściany, ale w bloku czuję się bezpieczniej. W tamtej sypialni nigdy nie usnęłabym sama, i nie chodzi bynajmniej o zmysłowy aspekt sprawy.
 

Napisałam ten post głownie dla inspiracji blokowego shabby chick. Nie tylko domy można zdobić w starym stylu.  Wyczytałam w swojej statystyce, że najwięcej oglądalności miał mój post o malowaniu przecierkowym pisany  tu. To bardzo amatorskie moje zajęcie, ale dowiedziałam się tysiące ludzie tym się interesuje. A nie wszyscy mają fundusze i umiejętności na miarę moich doświadczonych  blogowych koleżanek. Od czegoś trzeba zacząć. Pozdrowienia dla wszystkich.


środa, 14 sierpnia 2013

Wspomnień czar- Lubomierz i Łagów Lubuski.

Na początek zdjęcie naszych "dzieci", Jerry, Bonnie i najmłodszy Bob. Zgodnie śpią na krześle w łazience.

Bob- najmłodszy "synek".
To było na początku lat 90, zaraz po transformacji ustrojowej. Byliśmy oboje z pierwszym mężem nauczycielami, on germanistą. Moi kuzyni z zachodu Polski wspominali nam, że u nich bardzo brakuje nauczycieli języka niemieckiego, bo w reżimowych czasach bardziej preferowano inne języki w szkołach. Zawsze lubiłam wyzwania i  odważnie napisałam do kuratorium województwa, wówczas jeleniogórskiego z naszą ofertą pracy. Ten czesko- niemiecko-polski trójkąt nas zauroczył. Odpowiedź przyszła prawie natychmiast, była to wiosna, zaczynał się ruch służbowy. Były dwie propozycje, praca w Gryfowie i Lubomierzu. Mieszkanie w Domu Nauczyciela, dwupokojowe, chyba z małą działką. To mieszkanie stało się naszą kartą przetargową. W Ostrowcu posiadaliśmy duże tzw.M-4, z dwoma holami i oddzielną łazienką. I dwoje małych dzieci. Zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, bo nie było w nas żadnej determinacji, ani musu. Tylko chęć na zmiany, bo już wtedy odczuwaliśmy chyba jakiś kryzys.Rozstaliśmy się po raz pierwszy ok.7 lat potem. Gdybyśmy byli w gorszej sytuacji finansowej, pewnie byśmy się zdecydowali, ale w tej chwili nie jestem nawet zainteresowana myśleniem, co by było gdyby. Tamten świat już nie istnieje, nawet mój pierwszy mąż nie żyje, nie żyją moi rodzice, których wtedy też szkoda było mi zostawić, chociaż nie byli bardzo starzy. A moje małe córeczki to dorosłe kobietki.
O Lubomierzu  najpierw słyszałam z okazji Krzyża Walecznych, filmu Kutza, a nie Samych swoich. Jedna z nowelek debiutu Kutza "Wdowa" kręcona była w Lubomierzu.
Tą czarującą ulicą w modnej rozkloszowanej sukience spacerowała Grażyna Staniszewska, znana potem z  roli Danusi w Krzyzakach, jako wdowa po Joczysie, słynnym partyzancie, a miejscowi nie dawali jej zacząć nowego zycia u boku zootechnika Więcka- w tej roli Zbigniew Cybulski.
 W liceum bardzo pasjonowałam sie filmem polskim, trzy razy byłam w Łagowie Lubuskim, gdzie odbywał sie jedyny wtedy w Polsce festiwal filmowy. To temat na oddzielny post, który juz sobie obiecuję od lat, tylko muszę gdzieś odnaleźć stare zdjęcia. Kiedyś, chyba z okazji 30- lecia Polski Ludowej na festiwalu ogłoszono konkurs na najlepszy debiut 30-lecia i wybrano film Kutza, stąd tak dobrze pamiętam. Pewnie potem w przyszłości oglądałam ten film po raz kolejny, ale najlepiej pamiętam z amfiteatru w Łagowie. Oglądałam tam  kultowe " szopenowskie" Con amore, mając za sąsiada Sławomira Idziaka, wówczas bardzo młodego operatora i popisywał się układaniem klatek ręką, że on by coś inaczej ujął. Dużo przygód z tamtego przykurzonego świata. Też sukces naszych "Orłów" na World Cup, oglądane mecze na zamku, gdzie przechadzali się wielcy aktorzy tamtych czasów.  Pewnego roku Daniel Olbrychski z Marylą przyjechali  z festiwalu opolskiego po brawurowym wykonaniu Wrócą chłopcy z wojny jak należy...  Nie żyje też moja serdeczna przyjaciólka z liceum, z którą jeździłyśmy do Łagowa.
Tamte sny, die traume, tak mgliście przetwarzają się w mojej obecnej rzeczywistości. Tak, to jest trauma po naszemu, trauma utrwalona w młodości, czynienia tylko rzeczy wzniosłych, bo wszystko inne jest prymitywne i prostackie. Pamiętam taką jedną bohaterką literacką, która puszczała wodę w wannie, żeby zagłuszyć odgłosy wydalania. Jak ja ją rozumiałam.
I kiedy przyjechaliśmy do Lubomierza, ja widziałam tylko przeurocze kamieniczki z podcieniami.
 Nawet odnowiony Ratusz tak nie czarował, jak te kamieniczki.
 Mister zasiadł w lokalnym barze i nie ruszył się przez kolejną godzinę. Chwalił kelnera za dobry angielski i za meksykańską  pikantną potrawę. Upał spowolnił ruch, parę turystów robiło zdjęcia muzeum Kargula i Pawlaka.


Podobał mi się pręgierz miejski, jakie kary wyznaczano mieszkańcom dawnego Liebenthal?  Zegary słoneczne wyznaczały cieniem  biegnący czas. Miasteczko było opustoszałe, żar lejący się z nieba wygonił ludzi nad wodę. Przyjechaliśmy tam już ok. 18, było bardzo parno, potem, już w domu rozpętała się burza.



Wypiłam polecaną cafe macchiato. Kupiłam wtedy papierosy i zapaliłam po miesiącu przerwy.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Do Laosu w Anduze po gliniane garnki.

 Przyznaję z przyjemnością, że miłośniczki mojego bloga o Francji zachęciły mnie do dalszego pisania o  przygodach w Langwedocji, a szczególnie te słowa wróciły mnie do "la France mon amour"   "..sprawiasz wrażenia takiej szczęśliwej i spełnionej kobiety, dzielącej się swoim szczęściem z całym światem, to jest tak pięknie wyczuwalne w Twoich postach.  Wiem, że życie tu na ziemskim padole nie jest fraszką, to taka stara, katarska, gnostyczna prawda, ale wiem też, że ta wspaniała energia radości i szczęścia, jaką wyemitowałaś światu poprzez swojego bloga powinna wrócić do Ciebie .."
 Dzięki, pobawię się jak kiedyś.
Do Anduze jeździmy z naszą  francuską koleżanką Jacky. Niedaleko stamtąd mają piękną posiadłość, o której pisałam w poście http://www.ardiola.blogspot.fr/2011/08/wizyta-w-chateau-chirac.html.
OK, I have to say it, Anduze is one of my  favourite villages in the Languedoc. I like it because my French friend Jacqualine used to invite me there frequently.
Anduze to małe miasteczko nad rzeką Gardon, ze skalistych klifów roztaczają się tam bajeczne widoki. Rzeka ma kamieniste plaże, ludzie  wiosłują po rzece  i opalają się. Anduze leży u stóp gór Cevennes.
Anduze has a population of a little over 3000 people. It's situated on the river Gardon where you'll find stunning cliffs of rock formations that gives Anduze it's fabulous views.

 The Gardon has stony beaches where you'll find people  paddling and sunning themselves in the Summer.
Anduze is situated  45 mins West of Nimes and around 1 hour North of Montpellier. Anduze is truly the gateway to the Cevennes (mountain range).
The seigneurie of Anduze was established at the beginning of the 10th century, and were an ally of the counts of Toulouse and partcipated in the crusades against the Albigensians. Miasteczko z zamkiem powstało już w X wieku i sprzyajało  Tuluzie w czasie walk z krzyżowcami w krucjacie przeciwko albigensom. Od tamtych pewnie czasów było anty- katolickie, w dalszych wiekach stało się centrum protestantyzmu. Do tej pory okiennice malowane są na szaro lub w kolorze burgunda- kolory protestantyzmu. Nimes- godzina jazdy od Anduze to również protestanci i bardziej we Francji są z tym utożsamiani, niż z niezwykłymi zabytkami rzymskimi. Tak mi się wydawało, bo wyjatkowo ten fakt jest podkreślany.
In the 16th and 17th Centuries, Anduze was centre of Protestantism in the Cevennes. Many houses in the area have their own cemeteries, as Protestants weren't allowed into the village cemeteries until as late as 1860. You'll also find a lot of window shutters still painted grey or burgundy - the Protestant colours.

Anduze is well known for the Bambouseraie - a large park full of Bamboo... worth a trip in the Summer when it's too hot as it's lovely and shady.
Ale Anduze to rownież Bambouseraie- nadzwyczajny bambusowy park rozłozony na 34 hektarach, rozpoczęty w 1856 r. przez Eugene Mazela - pasjonata botaniki.To było jak przeniesienie w przestrzeni do azjatyckich dżungli znanych mi szczególnie z filmów o wojnie wietnamskiej. Jak zwykle za dużo się zastanawiam nad wszystkim i to mi przeszkadza wyciszyć się i chłonąć piękno.

La bambouseraie de Prafrance  est un jardin exotique. Unique en Europe par ses dimensions, se situe dans un domaine d'une superficie de 34 hectares . Elle contient des bambous plantés à partir de 1856 par Eugene Mazel.
C'est un parc ouvert au public, qui comprend :
Une foret de bambous geants

un village laotien

  • Un jardin d`inspration japonais
  • .

  • Un jardin floral
Les bambous prospèrent dans ce site qui bénéficie d'un climat très favorable à leur culture et forment une véritable jungle. Ce parc a servi de cadre pour le tournage de plusieurs films.
Depuis quelques années, à la manière de nombreux autres jardins contemporains, le site accueille des installations d'artistes, plus ou moins pérennes ou éphémères.



You can get to the Bambouseraie with the Steam Train - a gorgeous 40 minute journey from Anduze to St Jean du Gard stops en route. It takes a route away from the road into the Cevennes  beautiful unspoilt country. Do bambusowego parku można dojechać koleją, 40-minutowa podróż dostarcza westernową przygodę. A turyści się cieszą i ekscytują, ciuchcia mnie zawsze przypomina podróże po Bieszczadach, deszcz w Cisnej, zielona wzgórza nad Soliną i połoniny.

Anduze is also well known for it's pots - large garden pots, mostly found outside of mairie's all over the South of France. They have a very distinctive pattern and shape. I particularly like the Poterie de L`Olivier a fantastic shop selling everything from beautiful mosaic garden furniture through to oven to table ware. Anduze jest słynne z garncarstwa, wielkie  ogrodowe donice zdobią merostwa całej Południowej Francji. Mają oryginalny kształt i wzór. A w moim mieście rodzinnym, w jego najstarszej części też mamy garncarską tradycję i tak sobie myślałam, że my nie wykorzystujemy tak turystycznie swoich walorów. Jakbyśmy się wstydzili rzemieślniczego pochodzenia.  A poniżej mój ulubiony sklep U Oliwiera, zasiąść przy stoliczku z kurkami, w cieniu z kieliszkiem rose, a to była wyborna chwila. To urok prowincji, spokojnego, leniwego życia. Na chwilę wydaje się dobrze, bo zanik czasu na dłużej, to jakby umieranie dla mnie. Jednym słowem, wsi nie toleruję, nie mam tu na mysli Anduze.


Anduze is ideal for those liking the countryside, not wanting a huge town right nearby and happy to make do with local entertainment. 
Może jakąś pocztóweczkę wysłać? A nie sms-a czy maila.