Coctail hour w średnim wieku.

          Pozwolę sobie na literacki żart związany z piciem napojów alkoholowych, a jest to luźne tłumaczenie  rozdziału książki How to be an idle Toma Hodgkinsona,  którą kiedyś dostałam od mojego Gospodarza.

Mam nadzieję,  że moi  studenci z Celsy przypomną sobie z sympatią nasze lekcje języka angielskiego, gdy  filozofowaliśmy na temat free time.  Jednak przy komputerze z obróbką zdjęć.😀 Wtedy też. Jest dowód.


Każdego wieczoru o godzinie 18:00 domy angielskie rozbrzmiewają frazą wypowiadaną pompatycznie przez pana domu : Well, the sun is over the yardarm. I think we might allow ourselves a little drinky. Słońce już zaszło, czas na drinka/ over the yardarm- wyrażenie marynarskie/

I pojawia się gin z tonikiem, coctail shaker, margarita, ewentualnie piwo. Wieczorny drink to wysublimowana magia, zaznacza koniec dnia pracy, odkładasz wszystkie troski świata i dusza otwiera się na pogawędkę w dobrym towarzystwie. Jesteśmy wyzwoleni, jesteśmy buddami. Pierwszy drink ma charakter fizycznej odnowy. Cały dzień narzekamy na zmęczenie, brak energii, senność, a o 18:00 w pubie lub w domu przed szklaneczką piwa, zamiast komputera nagle tryskamy energią. Żyjemy. I po jednym drinku niewolnicy pracy przemieniają się w myślących, wrażliwych i niezależnych ludzi. 

Godziny, które spędzamy w pracy dłużą się niemiłosiernie. Pamiętamy te straszne czasy, kiedy alkohol sprzedawano od 13:00, a w Anglii puby były zamknięte od 15:00 do 17:30, żeby wszyscy najpierw wrócili do domu po pracy.

Godzina 18:00 to doskonały czas na rozmowę, niezwykłe pomysły przylatują przez głowę. Zanurzamy się w czystej przyjemności elokwentnej konwersacji. 

W XIX wieku wieczorny czas nazywano l'heure verte, a to z powodu absyntu pitego w tamtym czasie w nadmiarze. Wszyscy siedzieli w kawiarniach na paryskich bulwarach chwaląc potęgę absyntu, szczególnie dekadenccy poeci fin de siecle'u. Angielski slogan reklamowy tonight we are gonna party like it`s 1899 doskonale ilustruje rozmiar tamtych przyjemności. Picie absyntu było też związane z nową koncepcją sztuki, wolnością i atakiem na burżuazyjną moralność. 

U nas w Krakowie też było wesoło. Boy  pisał : A czy znasz ty te kawiarnie, w całym świecie takich nie ma, gdzie dzień cały durnie gwarnie wałkoni się cud bohema. 

Z kolei w latach 50. Ameryka oszalała na punkcie Polinezji i Hawajów. Radosny styl życia tych wysp stał się symbolicznym rajem na ziemi, wolnym od pracy i odpowiedzialności. Amerykanie kochający etykę pracy, w latach 50, rozpoczęli okres swojej prosperity i chcieli używać owoców swojej ciężkiej pracy. Pojawia się kult nowego życia, rum, egzotyczne wakacje, polinezyjska ikonografia. Znamy to z filmów z Elvisem Presley`em.

Prosto z hawajskiego baru mamy taką recepturę na odpowiedni nastrój:  jedna uncja ciemnego rumu z Jamajki, dwie uncje złotego Barbadosu, jedna uncja białego rumu Puerto Rico, jedna uncja morelowego brandy, jedna uncja nektaru z papai, jedna uncja soku ananasowego. Mmm, delicious.

Następnym logicznym krokiem, aby przenieść trochę egzotycznej idylli do swojego domu było stworzenie raju we własnym podwórku.  Muzyka Franka Sinatry, filmy z Marilyn Monroe i trójkątna szklanka Martini z pojedynczą oliwką. The coctail culture fantasy.

Takimi wspomnieniami raczył mnie kiedyś Gospodarz w Palm Beach na Florydzie, where life without  booze seems to him pretty miserable prospect.  Życie bez drinka wydawało się smutne. Wg autora książki.

                      A co wy sądzicie o życiu bez drinka?

Komentarze

  1. Ja piłam jak miałam 10 lat ale to było takie nie nałogowe. Lubiłam wino bo utożsamiałam się z Lady Oscar jaka leciała na RTLII i stąd opanowałam język niemiecki bo kochałam być jak Lady Oscar.
    Ale teraz żyję na trzeźwo i nie znoszę nawet okazjonalnego picia-od 1998 roku żyję bez drinków czy innych upiększaczy życia. Wolę być jak DJ Kai Tracid jaki tworzy Techno np:Too many times" nawiązujący do nadmiaru drugsów czy "Conscious" jakie jest swoistym przekazem aby żyć świadomie.
    Alkohol ma to do tego,że w nadmiarze nie dość,że szkodzi to jeszcze urwać się może film. A daty 21 grudnia 2009 roku na moim procesie jaki to przegrałam to sędzina kazała mi się...iść uchlać po procesie bo przegrałam.
    Smutne to jest. Alkohol nie daje mi radości a nie znoszę czerpać esencję z czegoś co mnie przytłacza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłam wieczorem z Wadowic i teraz zupełnie inaczej przebiegają wieczory ze starymi przyjaciółkami. Nawet pół butelki nie wypiłyśmy do kolacji. Delektowałyśmy się winem przywiezionym z Hiszpanii przez syna gospodyni. Leżakowanym 12 miesięcy w beczce jak głosiła etykieta. Kiedyś jak w tym eseju, gin z tonikiem i whisky z colą piłyśmy na deser. Teraz spokojna rzeczowa dyskusja co by tu jeszcze, gdy half past i z okładem. Parafrazując wiersz Iwaszkiewicza, że zleciało już dużo więcej niż połowa życia.

    OdpowiedzUsuń
  3. abstynentem nie jestem i na pewno nie będę kłamał, że jeśli piję, to tylko dla smaku, ale bez drinka też się mogę fajnie bawić...
    kiedyś bywało różnie, zdarzało się nawet przegiąć, ale w pewnym momencie zrobiło się po prostu nudne, w tym temacie zgadzam się z S.I.Witkiewiczem, to nie jest żaden rewelacyjny haj...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój wiejski Gospodarz również ograniczył drinki w prawie całkowitym zakresie i dzięki temu jeszcze jesteśmy razem 👏👍 a on uspokoił się mając pod lampą w sypialni twoje ulubione rośliny. I zdrowszy, a dziwi się , że jeszcze żyje 🤣

      Usuń
  4. Jeśli komuś to pasuje to czemu nie. Sama mało i rzadko piję, nigdy alkohol mnie nie rajcował, potrafiłam się bawić lepiej bez procentów, niż niejeden wypiwszy butelkę czy dwie, choć i mnie zdarzyło się parę razy nadużyć. Efekt następnego dnia - był później wystarczającą przestrogą. Podziwiam (?, no chyba jednak tak, w pewnym sensie podziwiam artystów, który mają mocne głowy i mogą pić przy każdym spotkaniu - tak twierdzą).

    OdpowiedzUsuń
  5. Mają tzw. głowę do pewnego czasu. Ja niestety mam w rodzinie przypadki alkoholizmu. Gdy przestali pić, to zdążyli jeszcze osiągnąć spore sukcesy zawodowe i rodzinne.
    Jak nie przestali, to zmarli nie dożywszy przy wieku średniego.
    Małej ilości do obiadu , deseru są bardzo przyjemne. Ja też nie miałam mocnej głowy i w młodości, gdy się częściej piło, męczyłam się bardzo złym samopoczuciem następnego dnia. Około 40- tki zmądrzałam i sączyłam alkohol powoli, żeby nikt mi nie dolewał 🤣 trudno było wtedy odmówić, bo teraz to już jest inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a ja nie umiałam Tobie odmówić, mimo bólu głowy nie chciałam sprawić przykrości :). Na szczęście efekt the day after nie nastąpił. :)

      Usuń
  6. Dziękuję. Doceniam. Cały dzień w Gdańsku z Tobą był jak happy hour, a jeszcze inne angielskie wyrażenie, to słynne you make my day, często tłumaczone dosłownie na polski. A to trzeba opisowo bardziej, sprawiłaś, że dzień był udany.♥️ Następnego dnia padało i w pośpiechu robiłyśmy małe zakupy na jarmarku, a potem w galerii Forum. W domu około 23:00. Na szczęście droga od Warszawy była sucha. Przy wyższej temperaturze śnieg stopniał, chociaż jeszcze Działdowo było całe zasypane na biało.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Złote cytaty srebrnego ekranu.

Z pomocą czarnoksiężnika.