Gajówka.

Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.

O mnie

Moje zdjęcie
Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Retirement in France.





Już wiem, tak mysle,ze  już wiem , co było moja intencja , kiedy zaczelam pisać tego bloga, procz kwestii prywatnego szczęścia. Chce trafic do ludzi w srednim wieku  w okresie  około emerytalnym , wolnych i w związkach, którzy maja takie  piękne skryte  marzenia , aby  zamieszkac we Francji, ale boja się ten czyn wprowadzić w ruch. Mysla, ze sobie nie poradzą, ze to dla nich za drogo, ze będą może tesknic  za ojczyzna, rodzina, ze nie znaja  jezyka, ze jak się rozchorują, to, co będzie? I jest jeszcze mnóstwo powodow, aby  odeslac swoje marzenia do kosza nigdy niespełnionych i  tylko w rozmowach towarzyskich będzie powracać taka fraza, co być moglo, a nie było i nigdy nie bedzie, jak w  Balladzie bezludnej  Lesmiana, tak mi się skojarzylo.
 Mam wiedze na  temat mieszkania we Francji i chciałabym się z nia podzielić, uczynic może kogos szczęśliwszym, spełnionym, obudzonym na nowo do zycia, do takiej wtornej reinkarnacji, a może to być najcudowniejszym uczuciem  we wczesnej jesieni zycia. Wiem, jak bardzo ważne jest posiadanie przyjaciol w nowym miejscu zamieszkania, bo ja takich tu miałam, zanim podjelam te wazna  zyciowa decyzje .
Powszechnymi marzeniami , o którym  czytamy w wywiadach roznych ludzi, znanych  i zwykłych z ulicy  jest zdrowie dla siebie i rodziny,  szczescie,  milosc , satysfakcjonujaca praca , jakies pieniądze, nie musza być duże, ale gdyby, to dlaczego nie?  Kiedy już to mamy spełnione, myslimy o dalszej nadbudowie.    I wtedy  często powtarza się chec na opanowanie jezyka obcego, na  podroze,  nastepnie, kiedy już trochę zwiedzimy,  marzymy  o  posiadaniu  na emeryturze domu gdzies w cieplym klimacie, np.  na południu Francji lub w Toskanii. I wtedy pojawia się nasze słynne polskie narzekania : nie, to nie dla mnie, nie stać mnie na to, cos ty! Nie chce mi się. Starych drzew się nie przesadza. Nie znam jezyka,  gdzie z moja emerytura za granice?
W regionie, gdzie teraz mieszkam, spotykam się z wieloma malzenstwami w wieku emerytalnym, pochodzą rzeczywiście najczęściej z Wielkiej Brytanii, Holandii, Niemiec, ale ja jestem z Polski! Wprawdzie mój mąż jest Amerykaninem, ale jego obecna renta, za która zyjemy,  to  nie są pieniadze, które zarabial, gdy  pracowal, ale znacznie mniej i nie mamy wielkich oszczednosci. Bo on zawsze wszystko tracil! Tak bawil się życiem.  Ja nie posiadam  zadnych dodatkowych wplywow, bo nie osiagnelam jeszcze wieku  wieku emerytalnego, nie mogę  tu pracować w swoim zawodzie, bo nie znam wystarczająco jezyka francuskiego, ucze się caly czas. Wlasciwie to mi się nie chce tu pracować, nie musze. Pieniedzy by się przydalo więcej, ale nie  kosztem mojego zdrowia czy męża, my  już swoje przepracowaliśmy. Ja w Polsce 30 lat w roznych zawodach, a on 35 lat na morzu. Zmeczony już człowiek praca.  Chce teraz wypoczywać i  cieszyc się życiem.  Bo tu jest tak pięknie i cieplo. A wieczorne spacery, po upalnym dniu, kiedy nie spieszymy się donikąd, moze do najbliższego baru z widokiem na XII wieczny kosciol, na lampke wina/ za jedno euro/ sa  chwilami, dla których warto zyc.

Najwazniejsza kwestia w pewnym wieku  jest  entuzjastyczna chec na nowe zycie i to za granica nawet, potrzebna jest  taka odwaga, nadal wzajemna fascynacja w związku, bo tu zyjemy dla siebie, nie dla dzieci czy wnukow,  z praktycznej wiedzy to  komunikacyjna znajomość chociaż j.angielskiego,  determinacja, hippisowskie szaleństwo przygody, a  rozpoczęcie  tego nowego etapu  może być bardzo  fascynujące! To tak, jakby wsiasc w wehikul czasu. Naprawde!  Bo przecież obecni młodzi  emeryci, to pokolenie dzieci- kwiatow, dawni rebelianci, nawet w Polsce.
 Poludniowa Francja jest nie tylko dla bogaczy, uwierzcie mi. Jest dla  ludzi zakochanych w kulturze, literaturze pięknej, tradycjach srodziemnorskich, diecie starożytnych, opartej na winie, oliwkach, pomidorach dojrzewających w gorącym  sloncu, na serach, melonach i  figach Jest to sztuka  afirmacji zycia i milosc do piekna.  Bo jedynie  kraje srodziemnomorskie maja w sobie taka ciaglosc historyczna, takie magiczne cieplo, i wzruszenie, które nas ogarnia  np. na widok średniowiecznego , kamiennego domu na rzymskich podstawach. Domu porosnietego winoroslem, różą  lub oleandrem ze stara studnia z kolem i korbka, pokryta  kwieciem, jakby teleskop matki-ziemi  ukryty gleboko w historii. U nas tylko w skansenach najczesciej. Tu można rozpocząć swoje nowe hobby, jak fotografowanie np swojej nadal pięknej zony, ptaszków z rana tez, pięknej architektury i historycznych detali, zajac się uprawa  ogrodka i  winorośli, znaleźć radość w gotowaniu dla swojej drugiej polowy. Tu będzie czas na wszystko.
 A tysiąc euro  na pare wystarczy na zycie , czy nie tyle maja w Polsce  przedstawiciele tzw inteligencji pracującej? Niektorzy maja znacznie więcej, inni mniej, o tym wiemy. „Wystarczy chcieć”.
W kolejnych postach z uporem maniaka zaczne zainteresowanym przedstawiać ceny domow z ogródkiem lub  dziedzińcem  , domow w zabudowie miejskiej , zywnosci   i ogolnych kosztów utrzymania w południowo-zachodniej Francji oraz bardzo bezpiecznego systemu ubezpieczeń społecznych. To nie Ameryka. Francuskiego tez ucza za darmo. Sa kluby dla internacjonalnych seniorow.  Wiadomosci z pierwszej reki, sprawdzone.
Zapraszam na przygodę ze mna!  Będę tez kontynuować swoje opowiadanka o moich chwilach szczęścia w Pepieux i okolicy.

2 komentarze:

  1. Witam!
    Trafiłam przez przypadek na Twego bloga i jestem zachwycona.
    Podziwiam Cię za taką decyzję. Niestety do emerytury pozostało mi 8 lat do 60, a po tym przedłużeniu to jeszcze ho, ho :-)
    Kocham swoją pracę, ale uwielbiam też podróżować. Niestety takie 1, 2, wyjazdy w roku mi nie wystarczają.
    Jeżdże na dość tanie wycieczki, ale nie muszę mieć luksusów!
    Kiedyś na jeden dzień wyskoczyliśmy z Niemiec(byliśmy u kolegi) na szlak winny w Alzacji. Byłam zachwycona wszystkim, wielkimi przyrostami kwiatami, winorośle w takiej ilości widziałam pierwszy raz(wrzesień)atmosferą miasteczka, było cudnie, chociaż za któtko. Mimo, że nie znamy języków, jakoś daliśmy sobie radę.
    Jestem inwalidą, bo niestety nawet angielskiego nie znam! Ale jakoś w podróżach trzeba sobie radzić, to nas z mężem nie zniechęca. Podróze kształcą .
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i proszę o wpisy takie jak ten o życiu codziennym.
    Mariola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też marzę o takim zyciu i czytam książki o Prowansji. Ale czy czytanie wystarczy?

      Usuń