Gajówka.

Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.

O mnie

Moje zdjęcie
Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Moj francusko- algierski chlopak



    Chcialam wspomniec, jak zaczela sie moja wieloletnia, trwajaca cale zycie sympatia do Francji.
Kiedys tam, juz duzo czasu uplynelo od tego momentu, dostalam sie na studia. Bardzo bylam z siebie dumna, chociaz to byla tylko lokalna, prowincjonalna uczelnia. Ale poprzedniego roku  nie dostalam sie W-wy , pomimo calkiem dobrze zdanego egzaminu, wolalam nie ryzykowac. Tym razem wybralam zwykly kierunek, a nie jakies fantasmagorie jak arabistyka czy japonistyka.
Pojechalam  jednak do stolicy to uczcic, bo brat tam studiowal. Szlam sobie kolo Barbakanu, kiedy slysze slynne zdanie na podryw "Do you speak English?". Pytanie zadaje bosko przystojny, wysoki chlopak o zniewalajacym usmiechu. Nie wiem , czy wtedy bylam swiadoma tzw arabskiej urody, chyba nie, w koncu pochodzilam z prowincji i kazdy obcokrajowiec byl dla mnie atrakcja, a wiedzialam., ze w krajach zachodnich jest duzo roznych mieszanek. Chlopak sie przedstawil, Lamara, a to zabrzmialo juz egzotycznie, powiedzial, ze jest z Algierii, potem wspomnial o francusko-algierskim pochodzeniu. Spedzilam z nim popoludnie, pokazujac mu jakies warszawskie atrakcje ,mowil dobrze po angielsku. Wieczorem pojechal do Krakowa i to bylo na tyle mojego z nim spotkania w Polsce. Dla mnie to bylo jak porazenie piorunem, taka nagla fascynacja. Dalam mu adres i czekalam, czy napisze. Pocztowka z Algieru przyszla moze po dwoch tygodniach i pamietam, co zawierala, bo czytalam ja setki razy, quand nous nous sommes quittes sur le gare de Varsovie, les larmes dans tes yeux etc A potem zaczela sie miedzy nami roczna, namietna korespondencja. Dla niego zaczelam sie uczyc francuskiego, czytac  jeszcze raz Alberta Camus/ urodzil sie w Algierii/ i piosenki Jaquesa Brela, ktory byl Lamary ulubionym piosenkarzem. Brel to temat na pozniejsza historie. To nie byly czasy telefonow, czy komputerow, tu trzeba bylo czekac na listonosza, ale otrzymany list byl jakby relikwiem, bo pisany jego reka, a drobne upominki, ktore wysylal , to jakby pieszczota najslodsza. Tak wlasnie bylo.
Po roku oczekiwania, pojechalam do Algierii, sama zaplacilam za bilet, a byl bardzo wtedy drogi, lecialam przez Wieden i Tunis. Nie wiem, jak rodzice mnie tam puscili, mieli do mnie zaufanie, bylam zawsze typem wzorowej uczennicy.
Niech sie martwia sceptycy, ze bylam glupia, naiwna Polka, nic z tych rzeczy. Ja trafilam do wspanialej francusko-algierskiej rodziny. Niektorzy Francuzi po wyzwoleniu Algierii zostali w kraju, bo tam sie urodzili i nie mieli po co wracac do Francji. Byli taka mieszanka kultur, ale bardziej sfrancuziali.  Ich ojczyzna byla francuska Algieria. Pierwszy prezydent Algierii tez byl taki francuski, pozniej bylo troche inaczej.
    Spedzilam wakacje zycia. Eleganckie miasteczka nad M.Srodziemnym byly dla mnie oszalamiajace. Tam pierwszy raz widzialam ruiny rzymskie w slynnej Tipaza, bylam na Saharze.
Ale dzisiaj nie chcialam wspominac Algierii, moze innym razem, tylko mojego Lamare. Po powrocie do Polski przez wiele lat pisalam z nim listy, pamietam jego adres w Algierze, dokladnie mieszkanie jego rodzicow. On wtedy studiowal matematyke, byl bardzo ambitny .
Zycie sie potoczylo. Uplynelo ponad 30 lat. Zawsze przez te lata wracalam do mojej francuskiej pasji.
Nie tak dawno wystukalam jego nazwisko na googlach, tak z ciekawosci. I wyskoczylo bardzo duzo informacji i to na pewno byl moj Lamara, bo strona zawierala zdjecia. Chociaz tyle lat potem, nawet nie "10 years after" jak ten zespol.  Lamara od lat mieszka we Francji i jest bardzo szanowanym obywatelem Grenoble, otwarcie mowi o swoich algierskich korzeniach. Moja  francuska kolezanka Jaqueline, ktora tez urodzila sie w Algierii,  dyskretnie dowiedziala  sie wiecej na jego temat. Wybitny matematyk i inzynier, bardzo zdolny i ambitny. Tak, to tamten Lamara. Powiedziala mi, ze nie wypada  proponowac jakiegokolwiek kontaktu, bo to bardzo powazny przedsiebiorca, tez powiazany politycznie,  zonaty  czlowiek z trojgiem dzieci.
 Zawsze lubilam ambitnych ludzi, bo sama  tez taka jestem .
W taki  sposob znalazlam rowniez mojego dawnego przyjaciela Wlocha, ktorego poznałam  w warszawskim hotelu almaturowskim, ok 30 lat temu. Przyjechalam podczas wakacji do W-wy szukac materialow do mojej pracy magisterskiej. Maurizio, obecnie dr medycyny w Palermo,  adres mial ten sam.  A jak szukam kolegow z moich studiow, to niektorzy nie  istnieja w internecie, czyzby nie zyja?! Tak, jak w dowcipie o blondynce, nie ma jej na NK? To chyba nie zyje.



3 komentarze:

  1. eh Ci Algieryjczycy ;) ja na Erasumusie, 3 lata temu, przezylam podobny romans.Poznalismy sie w pubie, krotka rozmowa. Okazalo sie, ze pozniej przez caly tydzien szukal mnie biegajac po miasteczku studenckim, nie znajac nawet mojego imienia. I ten podryw tak banalny a w jego wykonaniu czarujacy:
    - to jak masz na imie?
    - Monika
    - aa Monica Belucci!
    (btw daleko mi do Belucci ;))
    Kazdy pukal sie w czolo, bo mnie porwie, oszuka, rozkocha i zamknie w piwnicy. Dzieki Bogu za kobieca intuicje! Rzadko mnie zawodzi w stosunku do ludzi i do niego nie zawiodla. Przezylismy kilka cudownych miesiecy i rozstalismy ze wzgledu na odleglosc zostajac przyjaciolmi. Ale milo powspominac ;)

    ps. z przyjemnoscia sie Ciebie czyta :)
    pozdrawiam
    monya

    OdpowiedzUsuń
  2. Najwiecej zawsze maja do powiedzenia ci, ktorzy nie doswiadczyli niczego, a lubia oceniac innych.
    Ja juz sie od dawna przymierzam do opisania mojego fajnego zwiazku w porownaniu z polskimi sytuacjami, bo mnie strasznia irytuja te obrazliwe opinie o Polkach w zwiazkach z obcokrajowcami.

    OdpowiedzUsuń