Gajówka.

Gajówka.
Gajówka. Widok z naszej sypialni w maju.

O mnie

Moje zdjęcie
Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.

środa, 21 marca 2012

Enologiczne spotkanie w winnicach Pech d`Andre -Azillanet

Rappel : VEEM Œnologie : Mercredi 21 mars : « De la vigne à la cave »

Mercredi 21 mars à 15h au domaine du Pech d’André à Azillanet :  Mireille Remaury nous fera découvrir les bases de la vinification traditionnelle languedocienne. Elle nous dévoilera les ‘’secrets’’ de la transformation du jus de raisin en vin. Cette initiation vivante et concrète se terminera par une dégustation de vins du terroir du Pech d’André.

Participation : 5 euros (6 euros pour les invités). Inscription obligatoire et paiement à la permanence ou dans la boîte aux lettres avant le 17 mars.

 
Enologia (z gr.: oínos = wino + lógos = nauka) – dział  nauki zajmujący się kwestiami związanymi z produkcją wina; inaczej ojnologia lub winoznawstwo.
Obejmuje m.in. uprawę winorosli, sposoby określania składu poszczególnych gatunków wina, produkcję, sposoby przechowywania, zasady degustacji.
W niektórych krajach (np. we Francji) enologia jest przedmiotem studiów na uczelniach, u nas w Polsce też już wprowadzono tę specjalizację na farmacji.

 Tak to nasza miejscowa organizacja VEEM- Vivre ensemble en Minervois dba o nasze rozrywki. 

Po lewej domy Pepieux i wieża ciśnień.

Model chyba z  dosyć odległych lat, pójdę tam jeszcze raz i sprawdzę.Mój kolega powiedział,że wygląda na citroena DS, samochód Fantomasa, chciałby być takim kultowym autkiem, ale by go nie porzucona tak wśród pól, gdyby nim był.

Pobliskie rancho, el Condor passa..
Nieraz moi znajomi w Polsce  pytali mi się, jak wygląda mój dzień tutaj, albo o czym rozmawiam z nowymi przyjaciółmi. Opowiem o  jednym  typowym dniu. Dzisiaj 21 marca, kalendarzowy pierwszy dzień wiosny, mogliśmy się spodziewać ciepła, ale tak nie było. Już w nocy padało, obudziłam się nad ranem i zastanawiałam nad dwoma oskarowymi filmami, które oglądałam poprzedniego dnia. "Descendents" i "Hugo". Byłam taką żeńską  podobną odmianą George`a Clooney, kiedy mój mąż zmarł parę lat temu i ta scena z córkami pod wspólnym kocem , na sofie przed telewizją, prześladowała mnie nad ranem i już nie pozwalała zasnąć. A Hugo i jego reżysera fascynacja filmem, też przypomniała mi Pamiętnik znaleziony w Saragossie, bo  Martin Scorsese też tym filmem jest oczarowany, i tak kręciłam się w łóżku myśląc o różnych swoich obsesjach. W końcu zasnęłam i obudziłam się przed 10. Deszcz nadal padał. Zjadłam śniadanie,  grzanki z bułki francuskiej, nazywanej "polka", z dżemem czereśniowym, kawę zaparzyłam na jeden kubek przez filtr, tak ładnie pachnie, kiedy się przelewa. Potem jeszcze muesli orzechowe z truskawkami i gruszką. Sprawdziłam pocztę. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Kim oglądał wieści z Tuluzy. Ok 12.00 pomyślałam, że sobie pochodzę, bo deszcz ustał. Wzięłam moje kijki nordyckie, aparat i ruszyłam między winnice. Takie scenki udało mi się zaobserwować. Zdjęcia powyżej się umiesciły.
 Przed 15.00 Kim zawiózł mnie do winnicy Pech d`Andre w Azillanet . Warto zajrzeć na ich stronę i bloga, bo moje asocjacje takie bardziej osobiste. www.lepechdandre.fr  oraz www.lepech.canalblog.com
Nie widziałam się z ludźmi ze stowarzyszenia VEEM od  6 grudnia, od imprezy świątecznej i tak lekko poddenerwowana podeszłam do grupy, która już czekała przed chateau.

 Holenderka Henny, malarka, ta od wyjątkowo przystojnego męża, tak się ucieszyła i spytała, kiedy przyjdę na francuski, bo takie ciekawe materiały Naomi przygotowuje, a zostało 3 osoby, pozostali gdzieś się porozjeżdżali. Derek i ten rosły Szkot chyba spytali z radością: Alicia, ca va? Glad you are back i wszyscy się miło uśmiechali, nie pamiętałam żadnych imion, shame on me. Cherrie tylko mam utrwalone, bo jestem z nią w kontakcie z powodu kursów językowych.
Pojawiła się madame Mireille Remaury i fascynująca przygoda z winem się rozpoczęła. Zaczął znowu deszczyk siąpić, a my ruszyliśmy w winnice, mijając złuszczony napis na desce Le Pech d`Andre
. Stanęliśmy grupką pod rozłożystym drzewem na skraju winnic, kamienne murki, karłowate oliwki i inne drzewka, zaorana ziemia oddzielały poszczególne winorośla:
 Mourvedre, Syrah, Grenache, Cinsault, Carignan, Aramon, Alicante, Macabeo, Clairette i Bourboulenc. Powstają z nich vins de Pays des Cotes du Brian/ białe , różowe, czerwone/, AOC Minervois- La Cuvee- Syrah i Grenache, le Chateau- Mourvedre, Grand Terroir- Mourvedre i Syrah. Na winnicy powstają też Les aperitifs artisanaux i inne produkty, soki, vineger, dżemy. Słuchałam madame Mireille, jakby Edith Piaf conajmniej, takie ładne "R" wypowiadała, rozumiałam w trakcie słuchania, a potem ta wiedza gdzieś się ulatniała, głównie podawane  szczegóły, ile hektolitrów, ile hektarów, ile lat, ile pokoleń, ile klientów, ile  dziennego spożycia. Ale sprawdziłam, domena istnieje od 1701r., w rękach obecnych właścicieli od 1966, jest 27 hektarów. Pani Remaury, doktor winiarstwa z wielkim znawstwem , pasją  i namiętnością mówiła o terroir, czyli o cennym kawałku ziemi, na którym rośnie jej dziedzictwo. To tak ważne, jak karaty w złocie, a tzw kraje Nowego Świata chcą zdekredytować to znaczenie, nie mając takiej "profound"- głębokiej historii. To słońce, wiatr, który przywiewa różne smaki i zapachy, bogata gleba, kamienie, deszcz, Pireneje, morze, dolina, to setki składników, które tworzą  niezmierne bogactwo tej ziemi.To miłość i praca wielu pokoleń. Wspomniała też o biurokracji francuskiej, jeśli AOC jest przyznawane i inne winne standardy.
Mieliśmy tez okazję widzieć techniczne szczegóły produkcji, tego już moja wiedza językowa nie ogarniała w ogóle, zrozumiałam coś o leżakowaniu, o winach młodych i wiekowych, o tym jak się oddzielają liście, gałązki i owoce, kiedy zbiór następuje 1 października. Bardziej mnie zainteresowała scenografia starej hali i tablice, na których wypisywano informacje dotyczące zbiorów i produkcji.


Tu oddziela się liście, gałązki i owoce.

Tablica z 2011 i wszystko jasne.

Współczesne kadzie winne.

A potem przeszliśmy na degustację przygotowaną w ciepłej sali z kominkiem. Wszyscy chętnie rozsiedli się wokół stołu, a zmarzluchy koło kominka.
To początek spotkania, doniesiono butelki...

 I zaczęła się sztuka picia, artyzm polegający na wpatrywaniu się w swój kieliszek pod światło, potrząsaniu go, wąchaniu i wreszcie łykaniu trunku małymi  kroplami najpierw. Potem płukanie zębów, podniebienia i dopiero po wolnym łyczku. Cała ceremonia, o której pouczyła nas madame. Ona sama wcześniej, po wycieczce z przyjemnością zaciągała się papierosem, ale chyba nie Gualoise czy Gitanes, które mi się kojarzą z dawnych lat. Na stole stało 10 butelek, zaczęliśmy od białego, pytała, jakie smaki czuliśmy, miód, owoce, potem różowe i na koniec przeszliśmy do czerwonych , na które czekał mój potężny sąsiad Szkot- Wiking. Nie uwierzycie, Anglicy cały czas mówili po francusku, tzn z 17 osób, które policzyłam, głos stale zabierało pięciu panów, bardzo byli dociekliwi i bawili się świetnie swoją francuszczyzną. Tacy królowie życia, szczególnie ten Wiking, pamiętam jak szalałam z nim w tańcach na fete de Noel. Nie wypijaliśmy całych kieliszków, można je było wylać do podanego naczynia, chociaż już tych czerwonych dzieł sztuki szkoda było wylewać, aby napełnić nowym. Potem gospodyni przyniosła jeszcze słodkie aperitify na koniec. Mieliśmy też przekąski, pasty tapenade/ z oliwek/ na małych kanapeczkach i kawior z bakłażana. Nie wytoczyliśmy się z sali kominkowej , jak beczułki wcześniej oglądane, wszyscy byli dosyć wstrzemięźliwi, myślę, że trochę chłodna pogoda była naszym sprzymierzeńcem.
Wróciłam z Davidem z La Livieniere ok. 19.00. Już nie dzwoniłam po Kima. Na stole w domu czekała na mnie smaczna kolacja, hinduska shorma z ryżem, ukryte wsród sosu kawałki mięsa, bo nie hinduskie- wieprzowe, sałatka, jak Kim podaje, tzn zielone różne liście, pomidory z prażoną cebulką i parmezanem, i oczywiście wino, ale z konkurencyjnej winiarni z Azillanet Trois Blaissons. A na deser ciasto kawowe. Kim się trochę obraził, że mu nic nie kupiłam, ale nikt nic nie kupował, to sobie o tym nie przypomniałam. I nie miał na myśli wina, tylko soki, albo dżemy.

Na emeryturze.
 Dolce vita  to be continued...
A teraz po francusku dla mojej organizacji Vivre ensemble en Minervois.

Le premier jour du printemps, le 21 mars, nous avons passe a la visite du vignoble Pech d'Andre a Azillanet.
Helas, le printemps etait bien cache, il faisat assez froid et il pleuvait. J'etais pressee de revoir les membres de notre association parce que je ne les ai pas vus depuis trois mois. En m'apprachant du groupe, qui m'attendait devant le chateau, j'ai ete toute de suite reconnue par Derek et Cherrie. C'etait tres agreable et moi, je me suis rendue compte que j'etais enfin chez moi.
Puisque tout le monde etait deja la, nous nous sommes mis en route, a la decouverte des champs de vignes, tels que: Mourvedre, Syrah, Grenache, Cinsault, Carignan, Aramon, Alicante, Macabeo, Clairette i Bourboulenc dont les vins les plus connus sont: Vin de Pays des Cotes du Brian-le vin blanc, rose et rouge, AOC Minervois- La Cuvee- Syrah et Grenache, le Chateau- Mourvedre, Grand Terroir- Mourvedre et Syrah.
On a appris que dans les vignobles on prepare aussi bien les aperitifs artisanaux que les jus, le vinaigre et les confitures.
Je dois avouer que Madame Mireille (notre guide) etait irremplacable, elle nous expliquait des choses avec un grand engagement. La melodie de la langue francaise et son "R" vibrant dans ma tete m'ont prouve que j'etais vraiment capable de comprendre  presque toutes les informations. C'etait un peu bizarre parce  qu'au moment de l'ecouter je savais tout ce qu'il fallait mais apres tous les details se sont enfuis de ma tete: le nombre d'hectolitres dont elle parlait, le nombre de generations engagees dans la production du vin, le nombre de clients, etc.
Apres le retour, j'ai complete mon savoir en y ajoutant ce qui me manquait: ce vignoble a debute en 1701 et les proprietaires actuels sont en possession des 27 hectares depuis 1996. Madame Remaury nous parlait avec une grande passion de tous les recoins concernant le terroir dont elle est proprietaire.
La richesse de ce lieu magique est compose de differents elements tels que: soleil, vent, sol productif, pierres. pluie, Pyrenees, mer et vallee. C'est avant tout l'amour et le travail des genertions.
On a eu de la chance de connaitre les details de la production du vin mais la richesse du vocabulaire a depasse mes competences linguistiques. Je sais qu'elle nous a parle du processus de la production du vin des le debut jusqu'a la fin. Ce qui a attire le plus mon  attention, c'etait un grand panneau sur lequel ils mettait toutes les informtions concernant la production et la recolte. Le point culminant pour tous les participants de cette excursion etait la rencontre autour de la cheminee, preparee par les proprietaires. On a eu la possibilite de deguster le vin et les hors-d'oeuvres de la region. Je vais garder les souvenirs de cette rencontre pour toujours. J'ai connu toute la ceremonie de boire le vin, il est necessaire de secouer et de sentir le contenu d'un verre. On a eu 10 bouteilles de vin a deguster, pour commencer le vin blanc, apres le vin rose et pour finir le vin rouge.
En resumant notre rencontre, je dois avouer que le temps passe ensemble etait tres fructueux pour tout le monde surtout pour ceux qui faisaient un grand effort pour parler francais.
La fumee des cigarettes de Madame (Gauloise ou Gitanes) melangee avec le parfum du vin creaient une ambiance typiquement francaise. A part cela les friandises sous forme de petites tartines avec de la pate d'olives et du caviar nous ont permis de se sentir libres sans soucis et chagrins. C'etait vraient tres agreable et j'espere qu'un jour on va le refaire.

5 komentarzy:

  1. We Francji czas zupełnie inaczej mija niż w Polsce. Ludzie bardziej cieszą się chwilą i umieją ją celebrować.
    Kiedyś ktoś tak opisywał swój dzień we Francji : Mieszkając w pałacu pod samą blachą a nad nami była już tylko okrągła kopuła.Podbijałyśmy Paryż za 1o franków Pieniądze nie były wcale ważne wiodłyśmy żywot prawdziwie cygański poznawałyśmy ciekawych ludzi, syciłyśmy wzrok urodą zabytków ,chłonęłyśmy niezwykłą atmosferę Miasta a na sam koniec dnia siedząc na krawężniku paryskiej ulicy Montmartre delektowałyśmy się kubkiem gorącej kawy i obserwowałyśmy, co się dzieję ….Piękne prawda? Pozdrawiam serdecznie. Iv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piekne dla młodych ludzi, taka przygoda i na krótko. Uwierz mi, pieniadze są potrzebne w Paryzu, nawet po to, zeby sie przemieszczac i zwiedzac. Ja juz nie mam w sobie tego z Pana Cogito " mlodzienczego swojego marszu ku doskonalosci, owe juwenilne per aspera ad astra". Desolee. Ale rozumiem, bo kiedys tez zwiedzalam Paryz za 500 frankow na 5 dni z małą córką. Wystarczyło, bo zatrzymalyśmy sie u kuzynki.

      Usuń
  2. Czy tu powinnam widzieć jakieś zdjęcia czy dzisiaj tylko tekścik ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcia opracowuję, un moment.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny artykuł Ardiolko. Taki winny ;). Rzeczywiście, zdaje się że życie tam inaczej płynie....

    OdpowiedzUsuń