Spróbuję rozliczyć się ze swoim życiem,zaakceptować, że już nic nie mogę zmienić, przystosować nowe wartości,relax and not over think jak mawia mój hippie and it would be groovy. Chcę chłonąć piękno, słońce, perfect temperature i czerpać z tego radość.Bo jak mówił Jacques Prevert: Mangez sur l'herbe Dépêchez-vous Un jour ou l'autre L'herbe mangera sur vous.
Gajówka.
O mnie
- ardiola
- Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.
czwartek, 27 grudnia 2012
niedziela, 16 grudnia 2012
Xmas? Nie, dziekuję.
Nie wiem, czy mogę o tym napisać, czy nie będzie to bardzo obrazoburcze i " miserable", ale odkąd pamiętam, to nie lubiłam Świąt. I tak się teraz zastanawiam dlaczego. Wyjaśnienie nie jest skomplikowane. Jakby tak to podsumować, to muszę być dosyć nieszczęśliwa z tego powodu i pewnie tak jest. Moja starsza córka mówi, że nienawidzi Świąt, a ten fakt i mnie niepokoi bardzo.
I jak mnie drażnią te wszystkie szczęśliwe rodzinki, i zakupy, i prezenty i świąteczne przygotowania.
W moim dzieciństwie i wczesnej młodości okres świąteczny spędzaliśmy w domu, nie wyjeżdżaliśmy do babci, bo jedna wcześnie zmarła, a druga to była "babka" , a nie babcia. To już jeden powód do nieszczęścia. Rodzeństwo rodziców mieszkało w innych miastach, spotykaliśmy się podczas wakacji, nigdy na Święta, czasami z młodszym bratem Mamy, moim ukochanym wujkiem- bratem prawie,był tylko 14 lat starszy. Zmarł potem dosyć młodo, mieszkał z nami nawet przez jakiś czas. Ponadto charakter pracy mojego taty wymagał częstej nieobecności również i w tych radosnych rodzinnych chwilach. Prezenty dostawaliśmy na Mikołaja, najczęściej książki i cukierki, pamiętam takie kupowane od prywatnego wytwórcy, czekoladowe w kolorowych, błyszczących papierkach. One też były na choince. Mój brat, egocentryczny od dziecka, między bajki mogę włożyć opowiadania o opiekuńczym starszym bracie, zawsze te cukierki wyjadał szybciej ode mnie. Zawsze mi wszystko zabierał.
Z miłych chwil pamiętam,gdy mama chodziła na jakiś kucharski kurs i potem na święta przygotowała niezwykle smaczne potrawy. Tak było wytwornie i elegancko. Kupiła serwis do kawy, nowe obrusy, może sztuczną choinkę, bo taka była wtedy moda, nie pamiętam dokładnie. Upiekła jakieś torty, a nie tylko ciasta na dużych blachach, które zanosiliśmy kiedyś piec w pobliskiej piekarni. O, dawno to było, w pierwszych latach podstawówki.
Najbardziej święta lubiłam w czasach studenckich, zjeżdżało się do domu, spotykało ze znajomymi z liceum i podwórka.
Potem wyszłam za mąż i chciałam na początku tak szczególnie i wyjątkowo urządzać święta. Lubiłam dla córek ubierać choinkę u rodziców, zawieszałam mnóstwo bombek i robionych specjalnie dla nich dekoracji. Dostawałam wtedy dolary od znajomego z USA, były kosztowne prezenty, wyszukane dania i wszystko ładnie podane. Szybko się okazało, że moje małżeństwo było nieudane, nie rozstawaliśmy się, bo dzieci małe, bo rodziców szkoda, a nie było tak tragicznie. Potem zarabialiśmy coraz lepiej i ja unikając tego sztucznego szczęścia, zaczęłam zamawiać wczasy w górach. Uczyłam córki jeździć na nartach, łyżwach. Na hasło święta dostawałam wysypki, szkoda mi było rodziców, na ogół wigilia była w domu i potem zaraz wyjazd, łącznie z sylwestrem. Mąż czasami sam jeździł do swoich rodziców i dzieliliśmy się dziećmi. Ja z młodszą córką, on ze starszą. Rozstaliśmy się definitywnie po kilkunastu latach, a wtedy to już zupełna rodzinna świąteczna tragedia. Znowu dzielenie się dziećmi, coraz starsze same nie wiedziały z kim spędzać te nieszczęsne święta. Potem w małym odstępie czasu umierają moi Rodzice, niedługo potem mój były mąż. I co ja miałam ze sobą robić? Wigilia z bratem, który reprezentuje zupełnie inne wartości życiowe? Z którym nie czuję żadnej bliskości? Było parę tych wigilii, całkiem bez sensu.
Już wolałam pojechać do moich byłych teściów, tam znowu było tak zawsze smutno. Córki dorosły, pewien epizod swojego życia spędziły w Anglii, min. i okresy świąteczne. To była ich taka ucieczka. Wróciły, poszły na studia, wszystko się niby ułożyło. Ale nadal ta nasza rodzinna dezintegracja nie służy rodzinności. Kiedy pomyślę Anglia, to cała kaskada wspomnień, ulubiona każdego "magdalenka". Poznaję Kima i zaraz wydawało mi się, że stworzymy nową rodzinę, będą święta, urodziny i całe to miłe szczęście.
Ale Kim wychowany na statkach, nie rozumie, co to znaczy rodzina i od paru lat znowu wymieniamy się z córkami, raz jedna , raz druga odwiedzała mnie we Francji, bo za drogie były bilety dla obydwu na 4-5 dni, one nigdy nie chciały zostać dłużej niż do sylwestra. I taki tu był skomplikowany dojazd, samolot, i pociąg, i autobus i dwa dodatkowe noclegi w hotelach, bo nie było połączenia. I co za święta we Francji, czy Anglii, sama komercja i jeszcze zimy nie ma! Kim nawet ryb nie lubi i kolacja wigilijna to jakaś egzotyka dla niego. I cóż z tego,że polubił pierogi. Przyjazd do mnie, najczęściej przez Barcelonę lub Paryż był dodatkowym bonusem, ale i tak nigdy nie spotkałyśmy się razem, no raz na Wielkanoc, kiedy zostały na dłużej, bo i pogoda już u nas letnia była.
I dlatego kupiłam dom w Polsce, może wreszcie polubię Święta dla córek, ale to dopiero ewentualnie na drugi rok, gdy ten dom wyremontujemy, jeśli do tej pory Kim jeszcze tu będzie. Wyjątkowo Polska mu "nie leży". Może polubię święta, gdy córki wyjdą za mąż, przecież już są całkiem dorosłe, i wtedy nie będę się martwić, że coś nie tak ze mną i nie będę się zadręczać moimi matczynymi obowiązkami. Będę żyła dla siebie i męża i wolałabym w ciepłym klimacie, jednak tak i na pewno.
I jak mnie drażnią te wszystkie szczęśliwe rodzinki, i zakupy, i prezenty i świąteczne przygotowania.
W moim dzieciństwie i wczesnej młodości okres świąteczny spędzaliśmy w domu, nie wyjeżdżaliśmy do babci, bo jedna wcześnie zmarła, a druga to była "babka" , a nie babcia. To już jeden powód do nieszczęścia. Rodzeństwo rodziców mieszkało w innych miastach, spotykaliśmy się podczas wakacji, nigdy na Święta, czasami z młodszym bratem Mamy, moim ukochanym wujkiem- bratem prawie,był tylko 14 lat starszy. Zmarł potem dosyć młodo, mieszkał z nami nawet przez jakiś czas. Ponadto charakter pracy mojego taty wymagał częstej nieobecności również i w tych radosnych rodzinnych chwilach. Prezenty dostawaliśmy na Mikołaja, najczęściej książki i cukierki, pamiętam takie kupowane od prywatnego wytwórcy, czekoladowe w kolorowych, błyszczących papierkach. One też były na choince. Mój brat, egocentryczny od dziecka, między bajki mogę włożyć opowiadania o opiekuńczym starszym bracie, zawsze te cukierki wyjadał szybciej ode mnie. Zawsze mi wszystko zabierał.
Z miłych chwil pamiętam,gdy mama chodziła na jakiś kucharski kurs i potem na święta przygotowała niezwykle smaczne potrawy. Tak było wytwornie i elegancko. Kupiła serwis do kawy, nowe obrusy, może sztuczną choinkę, bo taka była wtedy moda, nie pamiętam dokładnie. Upiekła jakieś torty, a nie tylko ciasta na dużych blachach, które zanosiliśmy kiedyś piec w pobliskiej piekarni. O, dawno to było, w pierwszych latach podstawówki.
Najbardziej święta lubiłam w czasach studenckich, zjeżdżało się do domu, spotykało ze znajomymi z liceum i podwórka.
z córką w jakims hotelu. |
jedynym sensem wigilii u brata był kontakt dziewczyn ze swoim ciotecznym bratem. |
Tutaj w Galerii Lafayette, tak wierzyłam, że wszystko bedzie super. No other way. |
W Beziers z Magdą. |
Barcelona |
Z przyjaciółmi z Beziers. |
I dlatego kupiłam dom w Polsce, może wreszcie polubię Święta dla córek, ale to dopiero ewentualnie na drugi rok, gdy ten dom wyremontujemy, jeśli do tej pory Kim jeszcze tu będzie. Wyjątkowo Polska mu "nie leży". Może polubię święta, gdy córki wyjdą za mąż, przecież już są całkiem dorosłe, i wtedy nie będę się martwić, że coś nie tak ze mną i nie będę się zadręczać moimi matczynymi obowiązkami. Będę żyła dla siebie i męża i wolałabym w ciepłym klimacie, jednak tak i na pewno.
wtorek, 4 grudnia 2012
Perpignan dla Niki, która mieszka w poblizu.
wtorek, 27 listopada 2012
Zabawa na blogu -odpowiedzi dla Asi z 'mojedwaslonca'.
Ostatnio na blogach popularna jest zabawa pt. Liebster blog, polega to zadaniu 11 pytań i wysyłanie serduszka do wyznaczonych osób, które odpowiadają na pytania, wymyślają swoje i wyznaczają kolejne 11 osób i taki to jest sympatyczny łańcuszek. Ja pozwolę to sobie zmienić, bo nie wiem , jak wysyła się te nominacje i poproszę moich czytelników na odpowiedzi w komentarzach, jeśli mają na to ochotę.
Jednocześnie dziękuję Asi i Ewie za propozycję zabawy, z przyjemnością odpowiedziałam Ewie, a teraz Asi. Zapraszam do zabawy!
Argens nad Kanałem Południowym, nasze ulubione miejsce na popołudniowe drinki. |
- Co Cię inspiruje?----miłość, koncerty muzyczne, piękno zabytków i krajobrazów, literatura klasyczna, szczególnie poezja.
- 5 ulubionych książek (ewent. Filmόw, jeśli nie lubisz czytać)----książki to trudno wybrać,ale spróbuję. Głównie poezja, Herbert- Pan Cogito, Jacques Prevert- Paroles, Baudelaire, Apollinaire, K.K.Baczyński.
- Ulubiony sposόb spędzania wolnego czasu----spotykanie się z dobrymi przyjaciółmi, oglądanie fajnych filmów z córkami i ich komentowanie, spożywanie smacznych posiłków z rodziną i przyjaciółmi, picie dobrego wina, podróże z mężem.
- Z domu nie wychodzisz bez…torebki. We Francji bez aparatu fotograficznego, bo tam wszędzie szukałam czegoś ciekawego do sfotografowania.
- Za 5 lat.....będę na emeryturze, jakiejś wcześniejszej chyba, może się wnuków doczekam już, i mam nadzieję na bardzo wygodne życie u boku mojego męża, tak mi obiecywał, kiedy on sam też będzie na emeryturze.
- Film, ktόry ostatnio przepłakałaś.....a ja ciągle płaczę, nawet oglądając seriale typu Na dobrze czy na złe, nieśmiertelny Dom , bardzo przeżywam filmy, szczególnie wojenne.
- Dlaczego piszesz bloga?..... bo mam tyle ciekawych doświadczeń i chciałabym je zachować dla siebie na pamiątkę, a może kogoś zainspirować moim życiem?.Chciałam też poznać ludzi z różnych stron swiata,bo odnajduję w nich siebie, są moją podpowiedzią na zycie. Ponadto całe życie pisałam pamietniki, to jest taka naturalna kontynuacja.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?-----wymyśłiłam to 1 lipca tamtego roku, kiedy Polska zaczęła przewodniczyć w UE, naprawdę, myślałam, że będę "uświadamiać" rodaków i tych stamtąd. Zawsze miałam takie nauczycielskie skłonności.
- Najbliższe wakacje/urlop spędzę…od kilku lat moje życie to ciągłe wakacje z krótką przerwą na pracę, ale tym razem chyba ten mój nowy dom koło Jeleniej Góry będzie wakacjami dla mnie. Bo zaczynam bardzo się z nim identyfikować. I tak sobie wszystko wyobrażam. I ponadto cała kasa pójdzie na ten dom i nie będzie już na takie wyjazdowe wakacje, chyba , ze do Francji, ale to nie wakacje dla mnie. Chciałabym, żeby mąż zabrał mnie znowu na Florydę, bo tam tak beztrosko.
- Ulubione danie-----dobry stek, żeberka w miodzie, placki po węgiersku, carpaccio jako przystawka, tort orzechowy jako deser.
- Ryan Gosling, Ashton Kutcher, Robert Downey Jr, czy Colin Egglesfield?-----to nie moje pokolenie, ale może być Robert Downey jako Sherlock Holmes.
niedziela, 25 listopada 2012
Moje "nieludzkie" życie z Kimem.
Tytuł postu najzupełniej mylący i z tym zamiarem napisany. Nie będzie wyznań na miarę Kasi Figury, tylko rozważania niemalże eschatologiczne, ale bardziej w kierunku humanizmu niż religii.
Za każdym razem, gdzie zamieszkiwałam z Kimem, słyszałam pytania, a dlaczego tutaj kupiliście dom, czy jest jakiś szczególny powód? Każdy oczekiwał odpowiedzi na miarę filmu z intrygą, albo wyjątkowego, zawiłej kulminacyjnej opowieści. Żeby nie zawieść pytającego, ja zawsze wymyślałam ciekawe odpowiedzi, na ogól zgodne z prawdą, trochę upiększone, i każdy był usatysfakcjonowany.Moją specjalnością, tak sobie wmawiałam, jest zaskakiwanie ludzi, lubię być inna i podkreślać swoją nietuzinkową osobowość/!/ W dążeniu do osiągnięcia takiej opinii, od wczesnej młodości robiłam różne szalone rzeczy, wspominanie o nich rzeczywiście mogłoby wywołać teraz żenujący uśmiech na mojej twarzy, nie dziwne , że moje córki też takie nierozważne, ojciec ich również bezmyślnie marnował swoje talenty i nie myślał poważnie. Ale czy każdy ma być jak z piosenki Izy Trojanowskiej " powiedzmy tak za 10 lat adres w bloku i mały fiat". Musiałam zachowywać jednak jakiś umiar, bo w końcu potem byłam też nauczycielką, skończyłam jak w piosence, ale głęboka wiedza humanistyczna, mnóstwo przeczytanych niezwykłych lektur stała się dla mnie chyba przekleństwem. Zaczęłam żyć jakąś iluzją chyba, przemożną chęcią zatrzymania czasu, wypełniania swojego życia cnotą zdobywania pieniędzy, czyli przemożną odpowiedzialnością w pracy, i rozpustą obyczajową, intelektualną, podróżniczą. Po rozwodzie z pierwszym mężem najbardziej pochłonęły mnie miłostki, flirty i romansiki, biurowe, szkolne, wakacyjne. I w taki sposób 8 lat temu poznałam Kima.
I wszystko nabrało wyjątkowego przyśpieszenia. Tough life, isn`t it? Zwracał się do mnie, kiedy po całych dniach leżałam na basenach luksusowych hoteli, z kieliszkiem schłodzonego wina, salaterką owoców, niby zmęczona po zwiedzaniu danego miejsca z prywatnym przewodnikiem. I kiedy u nas była zima, ja odpoczywałam gdzieś w tzw. ciepłych krajach. Vide zdjęcie :))
Bo on pracował na tych swoich statkach, ja gdzieś dojeżdżałam do niego i tak sobie beztrosko żyłam. A w domu polskim córki wpadały w nieodpowiednie towarzystwo, dlaczego nie szły moim śladem?! Dlaczego ładne, materialnie zabezpieczone, wykształcone dziewczyny upodobały sobie low social class? Nie mogę tego pojąć. Dobrze prosperująca firma trochę podupadała. Dochody zmalały, bo ja nie miałam nad nią nadzoru, co dwa miesiące gdzieś wyjeżdżałam i nie było mnie kolejne dwa miesiące Traciłam z wolna kontakty z moimi polskimi znajomymi. Zaczęłam pisać bloga. Ale nadal bawiłam się absolutnie wyjątkowo, do zeszłego roku.
I teraz przejdę do Iwaszkiewicza, cytaty na niebiesko, a moje myśli pozostaną czarne,/ prawie dosłownie/ tzn. w tym samym druku.
Żyjemy w warunkach zupelnie nieludzkich- powiedzialam do Kima.
Jak to rozumiesz- zaniepokoił się. Czy coś ci nie dogadza.
Przeciwnie- powiedziałam- wydaje mi się, że istnieję w warunkach zupełnie nie znanych ludziom mojej sfery. To jest zbyt piękne, aby był prawdziwe.
Żartujesz- powiedział Kim, takie powinno być życie ludzi. Wszystkich ludzi.
Ale- westchnęłam, utopia mój drogi. I myślę, że na ogól szczęśliwi ludzie tak nie zyją. To jest oprawa dla ludzi nieszczęśliwych.
Uważasz się za nieszczęśliwą? - spytał Kim.
Ach, nie. Ale to nie jest oprawa dla mnie, to wszystko- pokazałam ręką. Te winnice wokoło, to gorące słońce i palmy. Wolałabym widzieć krowy na łąkach i słyszeć głos koguta.
Nieraz jeden myślałam o szczęściu, ale wiem to dobrze, że szczęście jest utopią. Utopia to jest wykręcanie się od odpowiedzialności....Utopia to jest nieliczenie się z historią, a właśnie dlatego nie nadaje się zupełnie dla nas. My żyjemy zawsze historią i każdy z nas interpretuje tę historię na swój sposób....My mamy inne mity i nie jest to mit szczęśliwości wiecznej, czy strajku generalnego, jak gdzieś tam w bajecznych śródziemnomorskich państwach , włoskich, hiszpańskich czy nawet amerykańskich. U nas było obrzędowe niejako ofiarowanie na ołtarzu ojczyzny hekatomby chłopców i dziewcząt. Amerykańscy chłopcy na wojnie jedli czekoladę i żuli gumę do żucia, a nasi ginęli , jak w pieśniach partyzanckich. Ja tym byłam karmiona i leciały żurawie od Moskwy , ballada o żołnierzu i tak tu cicho o zmierzchu zostawało w sercu.
I dlatego , zdaje się, absolutnie niemożliwe jest porozumienie moje z Kimem. Czy mnie rozumiecie?
Ja nie lubiłam naszego kraju i często cytowałam Wojaczka, " Boże czemu stworzyłeś mnie Polakiem?" Ale jestem zanurzona do głębi w moją historię, katolicyzm, chociaż nie jest moją ideologią, prowincjonalizm , poezję romantyczną, to jest część mojej duszy i mojego świata, nie mogę tego zmienić. I kiedy widziałam, że świat jest tak piękny, że słowa więzną w gardle, a my nie prowadzimy żadnych poważniejszych rozmów , tylko tkwimy w bezruchu, bo nic nie może zmącić tego spokojnego spojrzenia na świat w tej jasnej chwili, to ja czułam się niezrozumiana. Chciałam powiedzieć o mojej Mamie i jej marzeniach, a on kwitował to zawsze moją " martyrologią komunistyczną" . To mnie bawiło na początku, a potem już tylko drażniło. Starannie unikaliśmy rozmów, które byłyby trudne. Slyszałam tylko bez przerwy Enjoy it, what f*else do you want? Zresztą on zupełnie nie rozumie, jak to jest czy jak było. Np. to, że Gaszyński czy Godebski pisał wiersze i brał udział w bitwie pod Raszynem czy pod Ostrołęką. On tak samo nie mógł zrozumieć, co to był stan wojenny, dostanie się na studia, otrzymanie pierwszego mieszkania, stanie w kolejkach, urodziny dzieci, sam nie ma swoich, kabaret Laskowika i sto innych rzeczy. A ja nie rozumiem jego entuzjazmu z powodu lukratywnej pracy na Seszelach, Nowej Zelandii czy w Singapurze i że, kiedy miał 22 lata to jeździł Porsche, a Harley`m woził dziewczyny na randki i również jego doswiadczenia są mi obce, bo odległe o lata świetlne od mojej planety.
I kiedy chodziłam tymi winnicami, uciekając od tych szczęśliwych Anglosasów, nagle ogarnęła mnie nieprawdopodobna tęsknota do naszego powietrza, do naszego pejzażu, do naszego losu- którego żadne inne losy nie mogą zastapić i których żaden uczony, ani żaden fagas nie mogą zrozumieć.
To uspokojenie, ten przepiękny pejzaż i ten znakomity komfort były dla mnie koszmarem, to mi spać nie dało.
I dlatego właśnie kupiliśmy dom w Polsce, ale dla niego wszystko jest f* backward i nasze nowe doświadczenia mogą stać się kartą przetargową, być albo nie być nadal razem i gdzie znowu zamieszkać.
A dla mnie znowu córki i moja ukochana firma są najwazniejsze, i moi polscy znajomi.
A Ogrody Iwaszkiewicza ostatnio czytałam do poduszki i znalazłam piękny excuse dla mojej zmiany adresu. Tak to mniej wiecej się czułam.
Ale moją śródziemnomorską przygodę na pewno będę wspominać w przyszłych postach. Gdy wszystko tu poukładam, może jeszcze wrócimy tam, gdzie cytryna dojrzewa, hehe.
I wszystko nabrało wyjątkowego przyśpieszenia. Tough life, isn`t it? Zwracał się do mnie, kiedy po całych dniach leżałam na basenach luksusowych hoteli, z kieliszkiem schłodzonego wina, salaterką owoców, niby zmęczona po zwiedzaniu danego miejsca z prywatnym przewodnikiem. I kiedy u nas była zima, ja odpoczywałam gdzieś w tzw. ciepłych krajach. Vide zdjęcie :))
Bo on pracował na tych swoich statkach, ja gdzieś dojeżdżałam do niego i tak sobie beztrosko żyłam. A w domu polskim córki wpadały w nieodpowiednie towarzystwo, dlaczego nie szły moim śladem?! Dlaczego ładne, materialnie zabezpieczone, wykształcone dziewczyny upodobały sobie low social class? Nie mogę tego pojąć. Dobrze prosperująca firma trochę podupadała. Dochody zmalały, bo ja nie miałam nad nią nadzoru, co dwa miesiące gdzieś wyjeżdżałam i nie było mnie kolejne dwa miesiące Traciłam z wolna kontakty z moimi polskimi znajomymi. Zaczęłam pisać bloga. Ale nadal bawiłam się absolutnie wyjątkowo, do zeszłego roku.
I teraz przejdę do Iwaszkiewicza, cytaty na niebiesko, a moje myśli pozostaną czarne,/ prawie dosłownie/ tzn. w tym samym druku.
Żyjemy w warunkach zupelnie nieludzkich- powiedzialam do Kima.
Jak to rozumiesz- zaniepokoił się. Czy coś ci nie dogadza.
Przeciwnie- powiedziałam- wydaje mi się, że istnieję w warunkach zupełnie nie znanych ludziom mojej sfery. To jest zbyt piękne, aby był prawdziwe.
Żartujesz- powiedział Kim, takie powinno być życie ludzi. Wszystkich ludzi.
Ale- westchnęłam, utopia mój drogi. I myślę, że na ogól szczęśliwi ludzie tak nie zyją. To jest oprawa dla ludzi nieszczęśliwych.
Uważasz się za nieszczęśliwą? - spytał Kim.
Ach, nie. Ale to nie jest oprawa dla mnie, to wszystko- pokazałam ręką. Te winnice wokoło, to gorące słońce i palmy. Wolałabym widzieć krowy na łąkach i słyszeć głos koguta.
Nieraz jeden myślałam o szczęściu, ale wiem to dobrze, że szczęście jest utopią. Utopia to jest wykręcanie się od odpowiedzialności....Utopia to jest nieliczenie się z historią, a właśnie dlatego nie nadaje się zupełnie dla nas. My żyjemy zawsze historią i każdy z nas interpretuje tę historię na swój sposób....My mamy inne mity i nie jest to mit szczęśliwości wiecznej, czy strajku generalnego, jak gdzieś tam w bajecznych śródziemnomorskich państwach , włoskich, hiszpańskich czy nawet amerykańskich. U nas było obrzędowe niejako ofiarowanie na ołtarzu ojczyzny hekatomby chłopców i dziewcząt. Amerykańscy chłopcy na wojnie jedli czekoladę i żuli gumę do żucia, a nasi ginęli , jak w pieśniach partyzanckich. Ja tym byłam karmiona i leciały żurawie od Moskwy , ballada o żołnierzu i tak tu cicho o zmierzchu zostawało w sercu.
I dlatego , zdaje się, absolutnie niemożliwe jest porozumienie moje z Kimem. Czy mnie rozumiecie?
Ja nie lubiłam naszego kraju i często cytowałam Wojaczka, " Boże czemu stworzyłeś mnie Polakiem?" Ale jestem zanurzona do głębi w moją historię, katolicyzm, chociaż nie jest moją ideologią, prowincjonalizm , poezję romantyczną, to jest część mojej duszy i mojego świata, nie mogę tego zmienić. I kiedy widziałam, że świat jest tak piękny, że słowa więzną w gardle, a my nie prowadzimy żadnych poważniejszych rozmów , tylko tkwimy w bezruchu, bo nic nie może zmącić tego spokojnego spojrzenia na świat w tej jasnej chwili, to ja czułam się niezrozumiana. Chciałam powiedzieć o mojej Mamie i jej marzeniach, a on kwitował to zawsze moją " martyrologią komunistyczną" . To mnie bawiło na początku, a potem już tylko drażniło. Starannie unikaliśmy rozmów, które byłyby trudne. Slyszałam tylko bez przerwy Enjoy it, what f*else do you want? Zresztą on zupełnie nie rozumie, jak to jest czy jak było. Np. to, że Gaszyński czy Godebski pisał wiersze i brał udział w bitwie pod Raszynem czy pod Ostrołęką. On tak samo nie mógł zrozumieć, co to był stan wojenny, dostanie się na studia, otrzymanie pierwszego mieszkania, stanie w kolejkach, urodziny dzieci, sam nie ma swoich, kabaret Laskowika i sto innych rzeczy. A ja nie rozumiem jego entuzjazmu z powodu lukratywnej pracy na Seszelach, Nowej Zelandii czy w Singapurze i że, kiedy miał 22 lata to jeździł Porsche, a Harley`m woził dziewczyny na randki i również jego doswiadczenia są mi obce, bo odległe o lata świetlne od mojej planety.
I kiedy chodziłam tymi winnicami, uciekając od tych szczęśliwych Anglosasów, nagle ogarnęła mnie nieprawdopodobna tęsknota do naszego powietrza, do naszego pejzażu, do naszego losu- którego żadne inne losy nie mogą zastapić i których żaden uczony, ani żaden fagas nie mogą zrozumieć.
To uspokojenie, ten przepiękny pejzaż i ten znakomity komfort były dla mnie koszmarem, to mi spać nie dało.
I dlatego właśnie kupiliśmy dom w Polsce, ale dla niego wszystko jest f* backward i nasze nowe doświadczenia mogą stać się kartą przetargową, być albo nie być nadal razem i gdzie znowu zamieszkać.
A dla mnie znowu córki i moja ukochana firma są najwazniejsze, i moi polscy znajomi.
A Ogrody Iwaszkiewicza ostatnio czytałam do poduszki i znalazłam piękny excuse dla mojej zmiany adresu. Tak to mniej wiecej się czułam.
Ale moją śródziemnomorską przygodę na pewno będę wspominać w przyszłych postach. Gdy wszystko tu poukładam, może jeszcze wrócimy tam, gdzie cytryna dojrzewa, hehe.
sobota, 17 listopada 2012
Erice a tolerancja.
| ||||||||||
Subskrybuj:
Posty (Atom)