Spróbuję rozliczyć się ze swoim życiem,zaakceptować, że już nic nie mogę zmienić, przystosować nowe wartości,relax and not over think jak mawia mój hippie and it would be groovy. Chcę chłonąć piękno, słońce, perfect temperature i czerpać z tego radość.Bo jak mówił Jacques Prevert: Mangez sur l'herbe Dépêchez-vous Un jour ou l'autre L'herbe mangera sur vous.
Gajówka.
O mnie
- ardiola
- Witam u siebie. Lubię pisać o życiu, podróżach i trochę o przemijaniu.
piątek, 19 października 2012
sobota, 6 października 2012
Paryskie kawiarnie.
A czy znasz – ty te kawiarnie
w całym świecie takich nie ma,
gdzie dzień cały dumnie, gwarnie
wałkami się cud – bohema.
Wprawdzie to o Krakowie tak Boy pisał i wiadomo, że Kraków
wszyscy kochamy, ale Saint – Germain-des Pres w Paryżu jest kwintesencją
wszystkich światowych kawiarni. Kiedy tam jadę, to wiem na pewno, że przy
kawiarnianym stoliku, jak w teatrze spędzę parę godzin. W paryskich lokalach
krzesełka na chodniku ustawione są przodem do ulicy, obserwujesz życie, które
jest pięknym spektaklem, bo sceną jest ulica, tak gdzieś wyczytałam i zgadzam się z tym.
Siedzenie w kawiarni ma dobrą i złą stronę. Zła – to
nieczyste sumienie, bo w tym czasie powinniśmy robić coś znacznie bardziej „
produktywnego”, dobra – to poczucie, że właśnie to robimy. Z takim oto
ambiwalentnym uczuciem dobrze i źle spędzonego czasu, siedząc przy stoliku,
dokonuję obserwacji socjologicznych. Ulica niezmiennie mnie urzeka ,to
wspaniały melting pot, fascynująca mieszanka kultur, prądów, w modzie,
narodowości ,różnych związków. Lubię patrzeć na pary, jak rozmawiają, jak się
trzymają za ręce, obejmują, całują, a pary są w różnym wieku. I taka jestem
szczęśliwa, że w Paryżu jestem ze swoim mężczyzną, który za chwilę spyta słodko
„ Może jeszcze jeden kieliszek? „ A nie jesteś głodna” Może crepes?
(naleśniki).
We wrzesniowy dzień siedzimy sobie w słońcu, z góry podgrzewa nas elektryczny piecyk, jak potrzeba i bezgrzesznie marnotrawimy czas. Zza stolika różnych kafeterii i brasserie wyłania nam się Paryż, jedno z najpiękniejszych miast świata i zaprasza do wędrówki po nim.
We wrzesniowy dzień siedzimy sobie w słońcu, z góry podgrzewa nas elektryczny piecyk, jak potrzeba i bezgrzesznie marnotrawimy czas. Zza stolika różnych kafeterii i brasserie wyłania nam się Paryż, jedno z najpiękniejszych miast świata i zaprasza do wędrówki po nim.
Wysiadamy na Saint-Germain-des-Pres, zawsze tu pełno i
gwarno. Kolorowe, hałaśliwe targowisko. Przygląda mu się z kamiennym spokojem
iluminowany nocą, surowy i bardzo piękny, patronujący tej dzielnicy kościół, to
Saint-Germain-des-Pres,
najstarszy kościół w Paryżu, który pamięta jeszcze
czasy wikingów. W prezbiterium można obejrzeć płytę nagrobną Kartezjusza i
stwierdzić „Cogito ergo sum”.
Ze zdziwieniem dojrzałam też nagrobek poświęcony naszemu
królowi Janowi Kazimierzowi. Doczytałam w przewodniku, że król po zrzeczeniu
się polskiej korony przyjął godność opata w tym kościele, a po jego śmierci
umieszczono tu jego serce.
W Saint-Germain-des-Pres, na samym skrzyżowaniu na
placu Sartre-Beauvoir
są dwie legendarne i wciąż modne kawiarnie, „Les Deux
Magots” i „Le Flore”, rozsiadły się obok siebie, a naprzeciwko nich równie
słynna brasserie „Lipp”, gdzie stołował się kiedyś Hemingway. Siedzę w „ Les
deux Magots”, piję swoja cafe creme
i rozglądam się dookoła. Pokrapuje drobny deszczyk.
Z lewej strony sklepy Diora, Louis
Vitton, naprzeciwko surowa bryła kościoła, po drugiej stronie ulicy Cartier,
Svarowski i Emporio Armani. Lekkość i wdzięk kawiarni, wyplatane krzesła, małe
dwuosobowe stoliki, duże kwiatowe donice, pięknie wszystko komponuje się z
urokiem sklepów znanych marek, taki „dyskretny urok burżuazji”. A pod hasłem
„bogatym wszystko wolno” ktoś parkuje na pasach i na samym zakręcie” ( mercedes
i jakiś jeep). Do „Le Flore” już przed wojną zachodzili Chagall, Picasso, a
potem Sartre, ze swoją partnerka Simone de Beauvoir, filozofowali przy stoliku
otoczeni tłumem wielbicieli. Stąd plac przy skrzyżowaniu obecnie nazywa sie
Sartre – Beauvoir.Ja też siadłam ze swoim „diary” i zapisałam taką refleksję,
jaka przemiana się we mnie dookoła odkąd zaczęłam przyjeżdżać tu z Kimem. Z
prowincjonalnej, biednej nauczycielki w pewną siebie, świadomą swojego uroku
piękną kobietę. Według mojego hasła „ You deserve the best” ( zasługujesz na
coś najlepszego). Ja lubię zwiedzać, chłonąć i podziwiać ten majestatyczny
urok, a Kim lubi odpoczywać, on już to widział, ale bawi go moja radość i
cieszy się, że sprawia mi tyle przyjemności.
Koło kościoła Saint Germain jest taki mały przykościelny
ogródek, a w nim rzeźba Picassa podarowana Apollinaire'owi.
Potem mówiłam o tym
z moimi francuskimi przyjaciółmi i z przyjemnością zarecytowałam im wiersz „ Et
puis ce soir on ca ira au cinema....” Lubię popisywać się znajomościa wierszy
na pamięć, ludzie słuchają grzecznie i patrzą zadziwieni. To była taka moja
literacko-recytatorka pasja, uczenie się wierszy na pamięć .
Po zwiedzaniu Luwru można odpocząć w różnych miejscach, w
ogrodach Tuileries nad sadzawkami z kaczkami podpływającymi po kawałek chleba,
Plac Zgody na Pola Elizejskie i tam gdzieś zasiąść , widząc w
odległej perspektywie Łuk Triumfalny.
My lubimy zasiadać w La Fregatte,
naprzeciwko potężny Luwr,
Sekwana. Kim poczyta angielską gazetę ,a ja będę kontemplować swoje szczęście
pijąc kieliszek Sauvignon Blanc. Potem spacerkiem wzdłuż bulwarów, gdzie
rozsiedli się bukiniści,
przejdziemy w stronę Muzeum d'Orsay.
Koniecznie musimy
się znowu zatrzymać, tym razem na lunch, dla Francuzów jedzenie to doznanie
duchowe, niemal rytuał neoreligijny. Wybieram inną resteuracyjkę, również słynną
z historyczno-literackich wspomnień „Le Dome”, naprzeciwko Saint Chapelle i
Conciergerie. To taki zamek średniowieczny z czasów Merowingów,
przejdziemy w stronę Muzeum d'Orsay.
Takie kolejki są do Muzeum d`Orsay |
a później
zasłynął w czasach Rewolucji jako przedsionek śmierci dla arystokratów. Po
drugiej stronie widzę zgrabną wieżyczkę – fontannę, otoczoną sfinksami,
a w głębi kościół w stylu gotyku płomienistego. W towarzystwie takich nobliwych i szlachetnych budowli lunch jest rzeczywiście neoreligijnym doznaniem. Paryskie kawiarnie i brasserie, podobnie jak zabytki są częścią historii, La Rotonde, Le Procope, Flore, Deux Magots, Lipp, Select, to tu spotykali się ludzie, którzy tworzyli nowe style, literackie plastyczne, muzyczne. Tu filozofowali, tworzyli teorie, bo Francuzi to intelektualiści. Każdy chce być Diderotem, Kartezjuszem czy Sartre'em. A ja będąc wśród nich, również przyjmuję swoją pozę, najbardziej odpowiada mi połączenie sawantki z kabaretowym image. Taki wpływ ma Paryż.
a w głębi kościół w stylu gotyku płomienistego. W towarzystwie takich nobliwych i szlachetnych budowli lunch jest rzeczywiście neoreligijnym doznaniem. Paryskie kawiarnie i brasserie, podobnie jak zabytki są częścią historii, La Rotonde, Le Procope, Flore, Deux Magots, Lipp, Select, to tu spotykali się ludzie, którzy tworzyli nowe style, literackie plastyczne, muzyczne. Tu filozofowali, tworzyli teorie, bo Francuzi to intelektualiści. Każdy chce być Diderotem, Kartezjuszem czy Sartre'em. A ja będąc wśród nich, również przyjmuję swoją pozę, najbardziej odpowiada mi połączenie sawantki z kabaretowym image. Taki wpływ ma Paryż.
Subskrybuj:
Posty (Atom)