|
Z Marzenką. |
Dawniej / dawno,
dawno temu/, gdy skręcało się za „dwójką”, prowadziła nadal ulica Polna, mijało się blok z ładnymi
balkonami, a za nim budynek OPBO z taką jakby
wymurowaną zjeżdżalnią przy schodach. Tam chodziliśmy dzwonić, gdy była
potrzeba w nagłej sytuacji, a na końcu tej małej bocznej alejki wybudował się „Chreptowicz”. Najlepsze liceum
w mieście przeniesione w połowie lat 60. z niedalekich okolic, również ulicy
Polnej. Przed budynkiem szkoły przez kilka lat został tam tzw. barak / nie mylić z Obamą/,
czyli drewniany dom wielorodzinny. Parę
metrów dalej usadowiono wygodnie mój blok, z numerem Polna 52f. Na podwórku mieliśmy krzewy
agrestu i porzeczek, rosły też drzewa owocowe, pamiętam morwy, nie wiem do kogo należał ten smaczny ogród i
sad. Może do właścicieli domów, które stoją do dzisiaj, szczególnie obszernej
posiadłości rodziny Kitlińskich i Leśniewskich? U tych ostatnich czułam się jak
w filmie, tak bardzo chętnie zanosiłam lekcje mojemu koledze Andrzejowi, jego piękna mama grała na fortepianie i częstowała
mnie ciastem podanym na wytwornym talerzyku. Po wielu latach przed blokiem
wybudowano betonowe garaże i takież chodniki, ciekawe , kto dał na to
pozwolenie? Zniszczyli nasz gaik. Ale to już nie było za czasów mojego dzieciństwa i młodości. Rodzice mieszkali tam do
1978r. Wcześniej, pewnie w latach prosperity budowlanej lat 70. do istniejącego
budynku OPBO dobudowano jeszcze jedną socrealistyczną bryłę, firma się
rozrastała i zasłonięto mi widok szkoły,
który miałam z okien kuchni. Jeszcze w
podstawówce, kiedy zajadałam śniadanie,
lubiłam obserwować uczniów idących rano do szkoły.
|
Jola w czerwonym, koleżanka z bloku, Marzenka w okularach z sąsiedztwa. |
Okna były chyba wtedy niżej
i widziało się dobrze sylwetki osób. Mieszkałam na parterze. Zawsze
podkochiwałam się w kolegach starszego brata. Teraz podobają mi się młodsi koledzy, vide zdjęcie.
Odkąd poszłam do szkoły, jako
grzeczne 7-letnie dziecko, wiedziałam, że kiedyś będę się też uczyć w
legendarnym wtedy „ Chreptowiczu”. Tam chodziły takie ładne dziewczyny, nie
nosiły fartuchów, jak my w podstawówce, ale modne ciuszki.
Miałam koleżankę z tego baraku, który
stał
przed
samą szkołą, nazywała się Małgosia B.,
ona z pewnością nie chodziła potem do „Chreptowicza”. Większość rodzin w
tamtych czasach żyła skromnie, ale ci z baraku jakby naznaczeni stygmatyzmem
ubóstwa, ale ja tego nie rozumiałam sięgając w przeszłość .
Bardzo bym była rada usłyszeć, że dzieci z
baraku osiągnęły sukces życiowy. Znam jedną rodzinę, którą poznałam na
Rosochach, wiedzie im się przyzwoicie,
ich
dorosłe
już dzieci
są w Anglii. Kiedy barak rozebrano, chyba w
III klasie naszej podstawówki
Małgosia
zmieniła szkołę.
Siadałyśmy nieraz na
drewnianych schodkach, jako piegowate małe
dziewczynki
i patrzyłyśmy na te panienki
z liceum. Pamiętam, że były też modnie ufryzowane, w jakieś koczki i kitki. Jedna
z nich, szanowana w naszym mieście nauczycielka ten koczek nosi do dziś. Ja czesana
byłam w warkocze.
|
Impreza plenerowa na Krzemionkach. |
Niedługo potem, przed naszym ogrodowym podwórkiem wybudowano
kolejne bloki, stały one już przy ulicy Iłżeckiej. Najpierw kopano głębokie
doły i mama zabraniała mi tam chodzić, a potem stawiano fundamenty, jeszcze z
pustaków i cegieł. Taka cegła, bo za kolejnym razem już tam chodziłyśmy się
bawić, spadła mi na nogę z wysokości i mam do tej pory bliznę.
W tych blokach
zamieszkało wkrótce moje szkolne
późniejsze kumplostwo, Marzenka , Bodzio
i inni.
Z mojego bloku, gdzie znaliśmy się niemal od urodzenia, parę
osób ukończyło edukację w
„Chreptowiczu”,
|
Od lewej Basia, Dorotka, Jola, Ela, ja i Marzenka. W klasie polonistycznej. |
Jola Karbowniczek, Dorotka Jurysówna, siostry
Piotrowskie, mój brat, to nasze dwie klatki, z pierwszej nie pamiętam, bo przyjaźniliśmy
się klatkami. Słynny trzepak i zabawy na nim też były obecne w naszym
dorastaniu, taka dodatkowa lekcja gimnastyki.
Ten blok z ładnymi balkonami
przy Polnej 52 to był jakiś uprzywilejowany, rodzice tamtejszych
koleżanek pracowali w bankach, byli dyrektorami jakichś lokalnych zakładów, tak
coś pamiętam , ale socjalistyczna równowaga kazała tam zamieszkać również
szarym obywatelom. Jeden mój kolega stamtąd powtarzał klasę dwa razy, ale
wyróżniał się dużą urodą, Romek Przygoda, nomen omen. Mieszkała tam na pewno
Lidzia Gołąbkówna i siostry Wawrylakówny, dziewczynki z dobrych domów. Dobrze
pamiętam, jak wyglądali ich rodzice,eleganckie mamy i dostojni tatusiowie.
Z ulicy Mickiewicza, Polnej to wiadomo, Iłżeckiej, Kopernika
i Sienkiewicza nie w całości, bo tamci
zostali zabrani do „ czwórki”, np. Ilona Domagalska, pozostali chodziliśmy do „dwójki”, niektórzy przez
8 lat.
|
Od lewej Ela, Szymek- klasowy przystojniak, ja, Dorota, Jola, Ilona, Małgosia. |
Jeździliśmy na obozy harcerskie, a potem desantem wylądowaliśmy
w „Chreptowiczu” i wygnańcy z „czwórki”
powrócili w nasze wesołe szeregi i nowi
z osiedla Słonecznego.
Spotkanie mojego koleżeństwa, utrwalonego poczwórnie - dwie szkoły, podwórko i wspólne wakacje,
to najpiękniejsza impreza
jakiej można doświadczyć.
|
Bożena, Jacek, Jola, Krzysiu i Grażynka podchodzi. |
Ci, co zostali w Ostrowcu wykonywali zawody,
które również umożliwiały nam spotkania, nauczyciele, lekarze, urzędnicy
biurowi. Znamy się całe nasze życie, pamiętamy naszych młodych Rodziców, nasze
rodzeństwo się przyjaźniło, czasami wśród przyjaciół z podwórka znajdowaliśmy
przyszłych życiowych partnerów. I życie toczyło się dalej. Gratulowaliśmy sobie
pierwszych dzieci, nowego mieszkania na Stawkach , Rosochach, pracę każdy miał,
nie było czego czcić. A potem , kiedy
demokracja wybuchła celebrowaliśmy nowe
domy, zakładane firmy i coraz lepsze samochody, czasami nowych mężów i już
wnuków. Umierali powoli nasi rodzice.
|
Przed szkołą. Piękne dziewczynyz Ostrowca i chłopaki przyjechali aż ze Szczytna i Elbląga. |
Ja zawsze byłam typem osoby społecznej, od początku
pracowałam w samorządzie szkolnym dwóch szkół, uczestniczyłam we wszystkich
możliwych dla mnie konkursach i akademiach szkolnych, czynnie pracowałam w
harcerstwie ,prowadziłam gazetki szkolne itd.
|
Najlepsze polonistki i recytatorki naszego rocznika. Ela i Grażynka. |
Znałam mnóstwo ludzi i nadal tak
się dzieje, świętowaliśmy nasze kontakty, utrwalaliśmy je na różne znane towarzyskie sposoby.
II Liceum Ogólnokształcące dało mi gruntowną wiedzę, nie bez
przyczyny szli tam tylko wzorowi
uczniowie, innym ciężko było przetrwać. I wiem teraz, że szkoła była wyjątkowo
indoktrynowana w latach 70.,
partyjni dyrektorzy, hasła socjalistyczne, którym teraz z kronik
robiliśmy zdjęcia, np. Związki Zawodowe przyjacielem młodzieży/ to nawet nie
takie złe- zalążek Solidarności?, haha/, ale wymagano
bardzo dużo i niektórzy traumatycznie wspominają lekcje. Ale czy my
wtedy świadomi byliśmy indoktrynacji? Mieliśmy oryginalnych, bardzo wymagających i nietuzinkowych
profesorów, dostawaliśmy się na studia, często najlepsze w kraju uniwersytety.
|
W białym płaszczyku pani prof. Pękalska. |
Przysłowiowe okno na świat otworzyła mi pani od
angielskiego, niezapomniana Zocha Świątkiewiczowa.
Od tamtych czasów moim najlepszymi
narzeczonymi byli obcokrajowcy, aż w końcu znalazłam męża z daleka. Mówiłam już w liceum
po angielsku, tak Zocha nas dobrze kształciła i chętnie ćwiczyłam tę umiejętność w Warszawie na Starym Rynku,
kiedy odwiedzałam starszego brata, który studiował w stolicy. A to hasło po łacinie w świetlicy
szkolnej, non scholae sed vitae discimus…
najbardziej słuszne, jak pokazuje życie.
Znajomość historii i pasja do niej pomogła mi wiele lat
potem w zawróceniu głowy amerykańskim
weteranom walk na II Froncie i na Pacyfiku, sąsiadom mojej amerykańskiej teściowej z Palm
Beach County.
|
W środku profesorka od historii, pani Sokołowska i koleżanki z rocznika. |
A geografia, wcześniej
rozwijana w „dwójce” przez druhnę Januszową, panią Nowińską z kontynuacją
pani Doreckiej stała się drugą moją pasją,
nienasyceniem podróżowania. Książki przeczytane na języku polskim i w
ogóle spowodowały moje zapatrzenie i zasłuchanie w ten cały bogaty refleksyjny
świat. Czasami przeszkadzały być twardym w biznesie, ale pomogły w
funkcjonowaniu w filozoficznej intelektualnej Francji.
Na zdjęciu z panią prof. od polskiego- Teresa Jasińska-Śliwka.
Na koniec chciałabym krótko wymienić moje koleżeństwo z
Polnej 54-dawny adres szkoły, obecnie Rosłońskiego 1, z
którymi tak wspaniale było się znowu spotkać na Zjeździe „Chreptowicza” ,
wspólnie poszaleć i pośpiewać wyzwoleńcze pieśni.
|
Grupa z mojego rocznika. |
Mam nadzieję, że nie znikniecie mi z oczu-
Ilona Domagalska, Dorota Czarnecka, Marzena
Gwoździkówna, Dorota Jurysówna, Jola Karbowniczek, Małgocha Zającówna,
Bodzio Grochowski, Jacek Klucznik, „Wężu „ Tylski, Grażyna Gajewska, Jola
Kozłowska,
|
Z Jolą i Bodziem. |
Bożena Karpińska, Piotrek Radosz, Leszek Lipiec, Ela Migasówna,
Ania Hojnowska, bracia Chmielewscy, Jola Kaczmarska, sorry, pominęłam wiele
nazwisk.
|
Sadzimy dąb na pamiatkę. |
Spotkamy się za 5 lat, tacy już starzy , ale nie powiemy
czas odchodzić, zakrzyczymy znowu nasze młodzieńcze piosenki! Le voila! Sic vita est et aussi la vida es un frenesi, una ilusion, una
sombra e una ficcion. Nie da się tego uniknąć.
A dzisiaj są mojej córki Dominiki 24-te Urodziny!