Ostatnio dużo jeździłam pociągami, we Francji i w Polsce. W sierpniu z córką w te i z powrotem do Girony, następnie do Paryża na niby pożegnalną na jakiś czas randkę z Francją. Potem na parę dni przyjechala do mnie z Anglii koleżanka, która 20
lat temu wyszła za mąż za Anglika i
zamieszkała w Londynie. Kiedyś razem pracowałyśmy w naszej "dwunastce". Przemieszczaliśmy się
pociągami, bo chcialam im pokazać im okolice, a ponieważ raczyliśmy sie winem
przy każdej okazji, to bezpieczniej było poruszać się pociągami i w ogóle publicznym transportem, który we Francji jest znakomity. Lokalne autobusy są p 1 euro. Dużo tez
wspominałyśmy. Nasi zagraniczni mężowie
podśmiewywali się z naszych opowiadań, ale sami też przypominali sobie różne chwile z odległych lat.
Od Lezignan- naszej najbliższej stacji do
Nimes to godzina jazdy pociągiem TGV, lux-torpeda płynie po torach, tłumy
pasażerów, nie wejdziesz bez miejscówki. Do Narbonne, nad morze jedzie się 10 minut. Na wagonach widzisz napisy np.
Barcelona-Marsylia. Do Paryża, bagatela 800 km jedzie się cztery godziny.
To mi przypomniało odgrzebane z pamięci pociągi, które
kiedyś widziałam na Dworcu Centralnym
np.Moskwa- Paryż, czy Moskwa- Berlin. Jeszcze wtedy "na Berlin”
można było wsiąść i przejechać się do Zielonej
Góry np. I tu taka drobna, a bardzo istotna dygresja. Mamy zamiar dokonać pewnej inwestycji w Polsce, do której namawiałam Kima od lat i niedługo kupimy dom niedaleko Świeradowa- Zdrój, tzw. poniemiecki, bardzo stylowy i do remontu, z bardzo dużą działką. Kim taki wybrał, bo bardzo podobają mu się domy z wooden beams, przypominają mu York i Lincoln. Ja również mam dużo sympatii do tego typu architektury. W związku z tym przyjechałam do kraju oglądać kilka domów, które wcześniej wybraliśmy. Pojechałam do Wrocławia z kuzynem, a
stamtąd już pociągami przemieszczałam się najpierw do Jeleniej Góry, a potem do Legnicy i
Żagania. Do Legnicy wsiadłam do jednego z tych starych , burych pociągów, które są
przesiąknięte zapachami lat sześćdziesiątych. Jeździłam nimi z Rodzicami
odwiedzić naszą rodzinkę na tzw. zachodzie, zawsze w towarzystwie byli wtedy jacyś
Rosjanie, od których mama próbowała kupować złote pierścionki. To było zadanie!
Mnie zawsze częstowali konfietami i podróż płynęła w gwarze polsko-ruskiej.
Ostatnio jeżdżę pociągami tylko we Francji, a tu na pięknym dworcu we Wrocławiu, odnowionym z okazji Euro,wsiadam w podstawiony skład do Legnicy. Spodziewam się sterylnego
funkcjonalizmu, rozsuwanych drzwi i wagonu otwartego na przestrzał, podobnie jak pisał pewien francuski gawędziarz, nie mogę sobie przypomnieć tytułu książki i autora też :(( A tu muszę
szarpnąć za klamkę, żeby otworzyć
przedział. Włamuję się w cudzą prywatność, mierzą mnie od stóp do głów. –Dzień
dobry, są wolne miejsca? Rytualne pytanie. Przyzwalają, żebym dostąpiła tego
wątpliwego zaszczytu zasiąść w tej przestrzeni gorącej od oddechów i jakiegoś
jedzenia. Wciskam się w kąt, najlepiej koło okna, żeby się zająć oglądaniem
pejzażu . Ale koło okna najczęściej zajęte. Wzrok zatrzymuje się na burym
linoleum, a potem na wyblakłym obrazku przedstawiającym Włocławek .Oglądam się
czy z drugiej strony jest zamglone
lustro. Kolory jasnobrązowe i takież same zasłoneczki w oknach, to chyba dawna
pierwsza klasa, na sześć osób, miejsca rozdzielane podpórkami na łokcie.Jeszcze
popielniczki obok składanych mini- stoliczków. Muzeum socrealizmu.Rozbudza to
pamięć o minionych czasach, kiedy to człowiek z trudem znajdował miejsce w
pociągu, wsiadał przez okno, potem wisiał przy tym oknie przez całą drogę,
przepychając się między podróżnymi np. do toalety, a tam też leżeli pokotem
jacyś ludzie. Ileż to znajomości zawierało się w podróży, ile wódki się wypiło, ile w karty się
nagrało..Niemal czuję, jak w powietrzu roznosi się zapach kiełbasy, krojonej
scyzorykiem i ogórków kiszonych, słyszę szeleszczenie rozwijanych kanapek i
pyknięcie otwieranej oranżady albo uwagi: „O ten termos w ogóle nie grzeje.
Macie jakieś szkło? Może zapalimy? Mam dobry serniczek. Co będziesz spał?!
Napijemy się!” Czy ktoś wtedy rozkładał jakieś serwetki? A po co ten cały
Wersal? Jednym słowem zapadamy się w epokę, kiedy podróż była wydarzeniem. A
potem rozmowom nie było końca: ” wiesz, jakie miałem miejsce, przy samym oknie,
najpierw siedział jakiś starszy pan, ale wysiadł w Namysłowie, potem,ludzie się
tłoczyli, ale córka wpakowała się przez okno i zajęła miejsce, było wesoło, bo
jechali jacyś Rosjanie i piliśmy przez całą drogę, dzieci w końcu usnęły,
chociaż przedział się otwierał bez przerwy, bo drzwi były zepsute..”
Nie wiem dlaczego tamtego dnia we Wrocławiu podstawiono ten
muzealny skład. Stacja w Legnicy, na której wysiadłam też w niczym nie
przypominała tamtego ruchliwego, przestrzennego dworca, który pamiętam z lat
realnego socjalizmu .Opuszczona wielkość, lepki, ociężały, nawet nie czuję
nostalgii, wręcz litość. Wszystko stare, bure, odrapane, zmęczone i brzydkie. Z
Legnicy do Żagania jechałam już nowoczesnym
"tramwajem pociągowym”, sunął bezszelestnie, jak co najmniej TGV.
Przemierzał lasy, na tablicy świetlnej pokazywały się miejscowości, które
mijałam. Zapachniało dawną lekcją geografii…Szprotawa,Zbąszynek ..i
przypominały mi się moje wyjazdy na Lubuskie lato Filmowe w latach 70-tych. I
ja w krótkich spodenkach frotte na dyskusji o R. Polańskim. Powiedziałam, że
Polański wyjechał z Polski , bo nie miał taśmy Eastmancolor, naprawdę tak
wyczytałam w miesięczniku Kino. Pamiętam, jak wybitni wtedy dziennikarze i
twórcy fajnie potraktowali „ młody głos”. Z Idziakiem oglądałam „Con amore”, a
z Panną Młodą z „Wesela”- Ewa
Ziętek-miałyśmy takie same sukienki z Cepelii. Sukces polskich „orłów”
ceremoniowałam z Jackiem Fuksiewiczem. A ileż jeszcze wspomnień z tamtego przykurzonego, zapomnianego świata…
Muszę przyznać jednak , że ta nostalgiczna podróż w
zielonogórskie była moją pomyłką, bo w takich sytuacjach ogarnia człowieka
prosty i jaskrawy żal za wszystkim, co mija i odpływa, za tym umarłym światem
naszych rodziców, wujków i dziadków. To se ne vrati! Tam mam wspomnianą rodzinę, jeszcze żyjącą starszą ciocię i kuzynów, będąc w tamtych okolicach pomyślałam , żeby ich odwiedzić. Jak ja rozumiem teraz Iwaszkiewicza i jego nostalgiczne opowiadania przesiąknięte żalem za młodością. Ja jestem taka niezadowolona Róża-"cudzoziemka", jak słusznie oceniła mnie koleżanka.
A ja wolę wsiąść
w pociąg TGV, który mnie zawiezie do innego, radosnego i szczęśliwego życia,
wolę jechać do miasta świateł, hałasu, reklam, pięknych sklepów i restauracji.
Ale Wrocław jest przepiękny, tam też mogę poprzebywać.
I nie wzrusza mnie ascetyzm tamtych czasów, mówiąc
eufemistycznie." Bo tamte czasy wymagały, żebyśmy byli spartanami, a
obecne sybarytami".
A dom w Polsce ma być kiedyś B&B dla moich córek, qui vivra, verra. Gdy sfinalizujemy kupno, to bedę pisała reportaże z placu budowy. Bardzo ta myśl mnie ekscytuje, coś dla mnie absolutnie nowego.
Świeradów-Zdrój. Nasz prawdopodobnie przyszły dom poniżej. To nie ten!! Hehe. To byłby niezły B&B. |
Świeradów- Zdrój |
Świeradów-Zdrój |
A oto i sam dom z zabudowaniami. Ze strony agencji, bo ja nie zrobiłam zdjęć z daleka.Ok. 10 km od Świeradowa. |
Tu widok z boku domu. |
Widoki przed domem, rozległa działka. |